Tadeusz Dubicki na przestrzeni ostatnich lat chronił setki znanych głów. Jego firma, która często obsługuje duże imprezy medialne dbała o bezpieczeństwo takich gwiazd jak Beata Kozidrak, Zbigniew Preisner, Halina Frąckowiak, Eleni, Feel, Rafał Brzozowski, Kuba Wojewódzki, Marcin Wyrostek i wielu innych artystów z kraju i zagranicy.
Ochrona osobista w przemyśle show-biznesu ma na celu zapewnienie bezpieczeństwa i prywatności artystom, celebrytom oraz innym osobom związanym z rozrywką, którzy mogą być narażeni na różne rodzaje zagrożeń, w tym fanatyzm, obsesyjne zachowania, naruszenia prywatności czy nawet potencjalne ataki. To może obejmować różne strategie, od dyskretnej ochrony w tle po bardziej widoczną obecność ochroniarzy podczas publicznych wydarzeń. - To zawód ogromnej dyskrecji i dyplomacji. Nie wyobrażam sobie, żeby z momentu mojej pracy wyciekła jakaś informacja o VIPie, np., że chodził w bamboszkach po hotelu. W tym zawodzie niezwykle ważna jest wysoka kultura osobista, zarówno w kontakcie z klientem, jak i do zarządzania tłumem, fanami, a nawet mediami. Nie możemy być też gburami, którzy nikogo do gwiazdy czy polityka nie dopuszczą - mówi nam Tadeusz Dubicki, który podczas swojej pracy analizuje wszelkie ryzyko niebezpieczeństwa i tak planuje każdy krok, by ochranianej osobie nawet włos z głowy nie spadł.
Fani i stalkerzy groźniejsi niż przestępcy?
Fani często za wszelką cenę pragną mieć kontakt z gwiazdą. W tym celu nierzadko kłamią, np. że są umówieni z danym artystą. A czy ochroniarze biegną za każdym razem pytać, czy rzeczywiście oczekują gościa, który stoi za barierkami? - Takie rzeczy ustala się wcześniej: czy gwiazda ma przewidziany czas na kontakt z fanami, jak ona by to widziała, albo czy dana osoba nie życzy sobie kontaktu z fanami, ponieważ bardzo się spieszy lub źle się czuje, jest zmęczona albo chorowała, a w bliskim kontakcie z ludźmi mogłaby zostać źle odebrana lub posądzona, że jest pod wpływem alkoholu… Generalnie gwiazdy same mówią, czy chcą mieć kontakt i na jakiej zasadzie i my tak się staramy to organizować, by osoba chroniona była zabezpieczona w pełnym zakresie i by spełnić jej oczekiwania, bo właściwie to jest służba. Po to tam jesteśmy, by człowiek, którego ochraniamy miał pełen komfort, a fani rzeczywiście kłamią i oszukują i to najczęściej starsi ludzie. Opowiadają różne historie, krwawe, łzawe, próbują ubijać jakieś interesy - wylicza nasz rozmówca i przyznaje, że choć dookoła zawsze wiele się dzieje, nie ma miejsca na zabawę. - Praca ochrony osobistej polega na tym, że ma być nudna z założenia. To nie wygląda tak jak w filmach czy serialach telewizyjnych - podkreśla pan Tadeusz i zauważa, że warto trzymać się pewnych procedur, zwłaszcza w bezpośrednim kontakcie z ludźmi, przytaczając przykład rozdawania autografów przez Eleni. Fanki nieświadome prawie ją przygniotły. - Kiedyś po koncercie Eleni tak bardzo napierał tłum podczas rozdawania przez gwiazdę autografów i podpisywaniu płyt, że musieliśmy zareagować. W dość zdecydowany sposób musieliśmy nieco przesunąć tak naprawdę gromadę starszych pań i zorganizować artystce bezpieczną strefę, ale wcześniej menadżer się uparł, że gwiazda nie stwarza większego dystansu – wspomina ochroniarz.
Pan Tadeusz z wielkim sentymentem wspomina współpracę z Davidem Gilmourem Był jego osobistym bodyguardem. - David Gilmour z Pink Floydów wyraził życzenie, żeby przejść się po mieście. Poprosił, byśmy byli w normalnych strojach, żeby wtopić się w tłum. Wypatrzyliśmy pana, który zachowywał się podejrzanie i w odpowiedni sposób, nie krzywdząc go usunęliśmy go z drogi - opowiada. - Bodyguard może być dumny jeżeli osoba ochraniana nawet nie wie, że interwencja jakakolwiek miała miejsce. Na szczęście nie zdarzyło mi się interweniować, kiedy doszło już prawie do kontaktu z VIPEM, bo taka sytuacja byłaby porażką - dodaje.
Okazuje się, że gwiazdy wcale nie są nie wiadomo jak roszczeniowe w stosunku do ochrony. - Gwiazdy nie mają nie wiadomo jak wygórowanych życzeń. Zazwyczaj wszystkie są miłe i kulturalne, chętnie współpracują. Czasami mają jakieś małe fanaberie, ale nie takie, które utrudniałyby nam prace. Zdarzają się jakieś pobieżne zakupy - mówi Dubicki, który miło wspomniana współpracę, m.in. z Beatą Kozidrak, Rafałem Brzozowskim, czy Piotrem Kupichą. - Piotr Kupicha jako człowiek. Byłem zszokowany jego postawą ogólnoludzką, która traktuje drugiego człowieka na równi. Rafał Brzozowski wydawał mi się zarozumiałą osobą, a okazał się fajnym człowiekiem, kontaktowym, o wysokiej kulturze osobistej… Marcin Wyrostek, Conrado Moreno, Halina Frąckowiak, Beata Kozidrak - te gwiazdy bardzo ciepło wspominam… Generalnie polski show-biznes nie jest jeszcze tak zepsuty - podsumowuje.
Jak Beata Kozidrak wyszła z koncertu niezauważona?
Ochroniarz gwiazd podzielił się z nami kilkoma anegdotami z udziałem gwiazd. Przytoczył sytuację, kiedy Beata Kozidrak nie miała czasu, by zbyt długo rozdawać autografy. - Z Beatą Kozidrak mam same pozytywne wspomnienia. Pamiętam tez pewną zabawną sytuację. Pani Beata rozpoznaje swoich zaprzyjaźnionych fanów i wskazuje, z którymi chce się spotkać osobiście. Ci fani jeżdżą niemal na wszystkie jej koncerty. Razem z panią menadżer zaprowadziliśmy ich do garderoby gwiazdy. W międzyczasie inni fani rozpoznali samochód pani Beaty i zrobiło się kółeczko około 40 osób wokół tego samochodu. Zrobił się problem, by artystka mogła niezauważona przez tłum przejść, wsiąść i odjechać. Gdyby z każdym zamieniła ze dwa zdania wyjechałaby mocno spóźniona. W związku z tym podstawiliśmy inny samochód z drugiej strony. Ten został. Odwieźliśmy panią Beatę w inne miejsce, a potem dostarczyliśmy jej samochód, by mogła się przesiąść - wspomina Tadeusz Dubicki. - Podobną sytuacje mieliśmy z Davidem Gilmourem, który przez 5 dni był obecny we Wrocławiu. Fani zaczęli rozpoznawać limuzyny, którymi woziliśmy jego i jego rodzinę po mieście. On nie życzy sobie kontaktu, nie że swojej złej woli, ale po prostu skupia się na muzyce... Ciężko było wyprowadzić go z hotelu, kiedy czekało na niego około stu fanów. Wyszedł z nami tylnym wyjściem obok śmietników, kawałek przeszedł na pieszo, a my podjechaliśmy innym, nieoznaczonymi, nierzucającym się w oczy autem odwieźliśmy go na miejsce koncertu - relacjonuje. I choć często przebywa w otoczeniu ludzi z pierwszych stron gazet, autografów nie kolekcjonuje. - Nie zbieram autografów gwiazd. Jedynie czasem robię sobie zdjęcia do dokumentacji swojej pracy. Zawsze pytam osoby ochraniane o zgodę. Gwizdy zazwyczaj się zgadzają, natomiast, np. prezesi banków i inni biznesmeni wolą pozostać anonimowi - zdradza.