Super Express: – Program „Jeden z dziesięciu” istnieje od 24 lat. To bardzo długo. W czym tkwi jego sukces?
Tadeusz Sznuk: – Na powodzenie programu u widzów – a także na utrzymanie się na antenie, bo to bywają różne i niezależne od siebie sprawy – ma wpływ bardzo wiele czynników. Kilka da się krótko opisać. Program trzeba robić porządnie. A porządnie to znaczy starać się, by główna treść programu zainteresowała odbiorców. Inne dzwonki, gwizdki i migocące światełka tego nie zastąpią. W takim programie, jak „Jeden z dziesięciu”, ta treść – to przekazywana, niby mimochodem, wiedza. A głównymi aktorami spektaklu są nasi goście – uczestnicy programu. To oni tworzą dramaturgię, doprowadzają do niespodziewanych zdarzeń. Dzięki nim przed ekranami zasiadają i ci, których interesują pytania (a także odpowiedzi), i ci, którzy lubią oglądać tortury, jakim poddaję uczestników zabawy.
Naszych gości szanujemy. A oni odpłacają się zaufaniem.
Szanujemy także widzów. W takim programie, gdzie pada mnóstwo pytań (około setki w każdym odcinku) i to pytań „otwartych”, z reguły bez odpowiedzi do wyboru, łatwo o wątpliwość, różnicę zdań. Różne źródła podają różne odpowiedzi. I jeśli przypadkowo zdarzy się niedokładność z naszej strony – nie kryjemy tego, prostujemy pomyłkę, a jeśli uchybienie skrzywdziło uczestnika – staramy się to zrekompensować.
Żeby takich sytuacji unikać, pytania i odpowiedzi przechodzą cały łańcuch kontroli. Autor, przyjmujący pytania, kontroler, prowadzący… A mimo wszystko zdarza się, że wydawałoby się oczywista pomyłka – umyka uwadze wszystkich.
Ten program przygotowuje – w sensie redakcyjnym – nieliczna grupa osób, które bardzo się starają, żeby opinia o programie była dobra. To samo powiem o – liczniejszej – grupie zajmującej się realizacją. A kiedy wszyscy przykładają się do roboty, to zwykle jakoś to wychodzi.
Sądzę, że sympatię widzów budzi też fakt, że nie unikamy gości trapionych niesprawnościami. Uroda też nie stanowi kryterium. Jeżeli gracz przeszedł eliminacje i jest w stanie usłyszeć pytania (w tym pomagamy) i odpowiadać na nie – zapraszamy go do studia. Ze względu na niewidomych uczestników – nie używamy w pytaniach obrazów.
To wszystko powoduje, że cieszymy się dość liczną widownią.
A liczba widzów z kolei jest ważnym kryterium utrzymywania się programu na antenie. I stąd pewnie wyszły te 24 lata. Sporą satysfakcję przynosi, kiedy wchodzący do studia młody człowiek mówi „Mój Tata u pana wygrał odcinek 20 lat temu”. Jego wtedy nie było na świecie.
Wszystko, co powiedziałem, brzmi pewnie zbyt poważnie, ale tak to właśnie działa. Od 24+ lat.
Super Express: – Nie jest tajemnicą, że ludzie uwielbiają pana oglądać. Dlaczego przez te wszystkie lata nie mogliśmy pana zobaczyć w innym programie telewizyjnym?
– Z tym uwielbianiem to pan redaktor bardzo uprzejmy. Natomiast co do innych programów, to i za czasów „Jednego z dziesięciu” trochę ich było, choć niewiele. Przygotowanie pytań zabiera sporo czasu. Samo prowadzenie – to już przyjemność.
A w czasach, kiedy pana redaktora jeszcze nie było na świecie – też coś już w telewizji robiłem, choć nie byłem telewizyjnym zawodowcem. Wpadałem na chwilę z Radia, gdzie przepracowałem całe zawodowe życie. Tam kontakt z odbiorcą wydaje się jeszcze ściślejszy. I tam uczył nas nieodżałowany szef Aleksander Tarnawski stosunku do słuchaczy. Powtarzał młodym redaktorom, celowo niegramatycznie, żeby się w głowach zapisało: „Pamiętajcie, ludzie nie są głupie”. Myślę, że w każdym medium warto o tym pamiętać.
Super Express: – Były sytuacje, że inne stacje typu TVN, czy Polsat próbowały pana namówić na współpracę?
– Głośno powiem, że na to pytanie nie odpowiem. Na razie wiąże mnie umowa z producentem teleturnieju „Jeden z dziesięciu”.
Super Express: – Na wizji przemawia przez pana spokój i opanowanie. W życiu prywatnym jest pan taki sam? Czy może jest coś, co wyprowadza pana z równowagi?
– Co mnie wyprowadza z równowagi? To ile stron w gazecie pan redaktor zarezerwował na tę rozmowę? Mnóstwo spraw mnie wyprowadza. Z różnych dziedzin. Nerwus jestem straszny. Tyle że prawie wszystkie instrukcje postępowania w awaryjnych sytuacjach zaczynają się od „Zachować spokój”. No to zachowuję. Niekiedy z pozoru.
Wie pan, we wspomnianej umowie mam napisane, że jej przedmiotem jest „przygotowanie i artystyczne wykonanie” roli prowadzącego teleturniej. Zatem wchodzę do studia i gram tego spokojnego i opanowanego. Skoro pan tak zapytał, to chyba mi się udaje.
Super Express: – 16 lipca skończył pan 75 lat. Co pan robi, że jest pan w tak świetnej formie?
– Kiedy w czasie studiów stanąłem przed wojskową komisją lekarską, przede mną orzekano o stanie zdrowia dość już leciwego rezerwisty. Kiedy wszedłem niekompletnie ubrany, lekarz jeszcze dyktował orzeczenie dla poprzednika. Wtedy usłyszałem sformułowanie: „stan zdrowia zgodny z normą wiekową”. Teraz coraz częściej to mi się przypomina.
W każdym razie życzenia zdrowia przyjmuję chętnie i z wdzięcznością.