Tyler Sanders był młodym amerykańskim aktorem, który debiutował jako 11-latek w serialu "JLW Academy". Rozpoznawalność przyniosły role w produkcjach takich jak "Fear the Walking Dead", "9-1-1: Teksas" czy "Just Add Magic: Mystery City". Poza tym występował w filmach krótkometrażowych. Informacja o śmierci młodego gwiazdora wstrząsnęła światowymi mediami. Ciało Sandersa zostało znalezione 16 czerwca w jego domu w Los Angeles. Chłopak miał zaledwie 18 lat i wróżono mu wielką karierę. O przedwczesnym odejściu aktora poinformował jego agent, Pedro Tapia.
- Tyler był utalentowanym aktorem ze świetlaną przyszłością. Pochodził ze wspaniałej rodziny, prosimy o uszanowanie jej prywatności w tym ciężkim czasie - napisał w oświadczeniu.
Zaledwie pięć dni przed śmiercią Sanders opublikował na swoim profilu na Instagramie zdjęcie z rodzinnych wakacji w Kolorado. Pozuje na nim w granatowym garniturze. Na innych fotografiach i filmach widzimy, że był wysportowany i dobrze zbudowany. Trenował boks i rafting, ćwiczył na siłowni, uprawiał kolarstwo górskie, a także brał udział w maratonach. Nic dziwnego, że fani aktora nie mogą zrozumieć jak to się stało, że tak młody i zdrowy mężczyzna nagle odszedł. Oficjalna przyczyna śmierci Sandersa nie jest znana. Ma ją potwierdzić sekcja zwłok. Wiadomo również, że sprawą zajmuje się policja.
- Dokładna przyczyna śmierci nie jest znana i na ten moment jest ustalana przez funkcjonariuszy. Nie możemy więcej tego komentować - dodał Pedro Tapia.
Według nieoficjalnych informacji przyczyną śmierci mógł być udar mózgu. Pod zdjęciami Tylera Sandersa w mediach społecznościowych cały czas pojawiają się kondolencje od fanów.