Mimo, że aktor już od lat zmagał się z nieuleczalną choroną i można było się spodziewać jego odejścia, nikt nie był na to przygotowany. Zresztą jak na każdą śmierć. Fani Pęczka bardzo przeżyli jego odejście, ale to rodzina i przyjaciele Jana najbardziej cierpią w związku z jego śmiercią. W internecie zaczęli wrzucać swoje wspomnienia, które najlepiej pokazują jakim był człowiekiem.
ZOBACZ: Jan Pęczek nie żyje. Co z jego rolą w "Barwach szczęścia"?
"Nie rozczulał się nad sobą"
To Maciej Englert (75 l.) na stronie warszawskiego Teatru Współczesnego, w którym aktor grał przez dzisiątki lat, jako pierwszy poinformował o odejściu Jana. Jednocześnie zamieścił wzruszające słowa, które chwytają za serce.
"Był osobą spolegliwą, w prawdziwym znaczeniu tego słowa, można było na nim polegać i jednocześnie ufać, zarówno jako człowiekowi jak i artyście. Skromny, lojalny i ciepły, mimo swojej hardej i dumnej »góralskiej duszy«. Zaangażowałem go w stanie wojennym. Działał aktywnie w opozycji i uciekając z jakiegoś »kotła«, złamał pechowo nogę w kostce, która nie bardzo się chciała zrosnąć, ale rwał się do grania, choć każdy krok sprawiał mu ból, mało kto o tym wiedział, nie rozczulał się nad sobą" - napisał Englert, który zdradził również, że Pęczek od lat walczył z poważną chorobą.
"Podobnie jak w ostatnich miesiącach zmagań z jak się okazało nieuleczalną chorobą, potem z niespodziewaną śmiercią żony, jego siła budziła najwyższy podziw i szacunek. Trudno przyjąć wiadomość o śmierci przyjaciela, nawet jeśli była spodziewana i była wybawieniem, a Jasiek nie miał wrogów", dodał.
"Twarda sztuka nie do zdarcia"
W odejście Pęczka nie może uwierzyć również inny jego przyjaciel, aktor Marcin Troński (67 l.). Na swoim profilu na Facebooku wrzucił wymowny wpis.
"Przed chwilą dowiedziałem się, że zmarł mój wieloletni kolega z Teatru Współczesnego, JAN PĘCZEK. Z urodzenia góral z Makowa Podhalańskiego, twarda sztuka nie do zdarcia, w czasie stanu wojennego działający po cichu razem z żoną Jadwigą Bargiełowską aktywnie w opozycji, zawsze można było na niego liczyć, zawsze uczynny, zawsze skromny, nie zasługujący na takie cierpienie i przedwczesną śmierć. Miał tylko 71 lat. CZEŚĆ JEGO PAMIĘCI!!!!! W mojej pamięci pozostanie aż do śmierci", napisał Troński.
Pod postem od razu pojawiło się mnóstwo komentarzy osób, które znały Pęczka i również bardzo przeżywają jego odejście.
"Smutno. Bardzo", pisze Wiktor Zborowski,
"Tak trudno żegnać Przyjaciół. Wyrazy głębokiego współczucia", dodała poetka Wiesława Palewska,
a aktor Roman Frankl (67 l.) dodał:
"Jasiu! Dawnoś my się nie widzieli. Ale co gorsze, już się nigdy nie zobaczymy. RIP."
Tworzył jeszcze tuż przed pójściem do szpitala
Jana wspominają również właściciele "Leśniczówki Pranie", w której aktor "Barw szczęścia" wielokrotnie występował.
"Miał nie tylko ciepły tembr głosu wspaniale wydobywający niuanse poetyckiej frazy, ale był też ciepłym, czułym człowiekiem. Występował w leśniczówce wielokrotnie: podczas I Inauguracji Sezonu Artystycznego w 1998 r., w parze z Dorotą Landowską w telewizyjnej produkcji "Trzy bale" w reżyserii Jerzego Markuszewskiego w 1999 r., w finale konkursu poetyckiego w okazji Roku Gałczyńskiego w 2003 r. i wiele razy w koncertach z cyklu "Muzyka u Gałczyńskiego" - po raz ostatni ubiegłego lata. W kwietniu, tuż przed pójściem do szpitala przesłał nam jeszcze swoją interpretację wiersza Gałczyńskiego "Księżyc z papierosem" do muzealnej filmoteki", czytamy na profilu Leśniczówki na Facebooku.
Wzruszający wpis pojawił się także na oficjalnym serialowym profilu "Barw szczęścia":
Z wielkim smutkiem przyjęliśmy informację o śmierci Pana Jana Pęczka, uwielbianego przez widzów, wybitnego aktora filmowego, teatralnego i telewizyjnego, od wielu lat związanego z naszym serialem. Żegnamy Pana, Panie Janie. Będzie nam Pana bardzo brakowało.
Współpracownicy i przyjaciele z serialu „Barwy szczęścia”
Pod wpisem pojawiło się wiele słów tęsknoty i komentarzy od bliskich przyjaciół aktora.