Takie rzeczy Jerzy Stuhr wyczyniał na planie! Machulski się wygadał

Juliusz Machulski w 1983 roku wyreżyserował film "Seksmisja", w którym Jerzy Stuhr wcielił się w rolę Maksa. To już kultowe dzieło i kultowa rola - słowami bohatera Stuhra do dziś mówią miliony Polaków. Jerzy Stuhr umarł 9 lipca 2024 roku. Juliusz Machulski teraz wyjawił, co aktor wyczyniał na planie!

Machulski o Jerzym Stuhrze. Był szczery

Reżyser, Juliusz Machulski i Jerzy Stuhr pracowali razem na planie filmu "Seksmisja". Dzieło jest już legendą, rola Maksa, którą zagrał Stuhr kultowa - jego słowami do dziś mówi pół Polski. Film okazał się "kamieniem milowym" w życiu obu twórców. Po śmierci aktora reżyser zdecydował się ujawnić, jak wyglądała ich współpraca. 

Tak naprawdę to dopiero Machulski odkrył Stuhra, który przed "Seksmisją" nie był jeszcze znany szerokiej publiczności. Teraz reżyser powiedział, że Stuhr nie tylko był aktorem. On wyczyniał na planie filmowym takie rzeczy, że aż trudno uwierzyć!

Tego nikt o Stuhrze nie wiedział

- Nikt nie wie o takiej rzeczy, jaką miał Jurek Stuhr, oprócz tego, że był genialnym aktorem i w teatrze, i w telewizji, w dubbingu. On był też genialnym kaskaderem. Ja miałem tę przyjemność, że jak w Odessie kręciliśmy »Deja vu« — to było straszne doświadczenie — on większość tych kaskaderskich numerów robił sam i przepłacił to rwą kulszową — zdradził Machulski na portalu "Plejada.pl".

Reżyser zdradził, że Jerzy Stuhr także dla niego osobiście znaczył znacznie więcej, niż zdolny aktor, z którym odnosił sukcesy. Machulski powiedział, że pomimo ciężkiej choroby i bólu, aktor: - Był dzielny do końca". Znam Jurka od różnych stron, byliśmy razem na różnych festiwalach. Straciłem dzisiaj kogoś najbliższego. To była taka prawdziwa przyjaźń. 

Lekarze popełnili błąd?

Jerzy Stuhr odszedł 9 lipca 2024 roku po długiej i ciężkiej chorobie. Aktor przeżył dwa zawały i udar, ale przegrał z rakiem krtani. Stuhr nie był do końca zadowolony z tego, jak prowadzili go lekarze. Stuhr twierdził, że gdyby wybrano inną formę leczenia, żyłby dłużej. 

- Lekarze popełnili przy moim leczeniu parę poważnych błędów. Np. uznali w pewnym momencie, że jestem przypadkiem paliatywnym i można mi co najwyżej pomóc godnie umrzeć. Wszczepili mi stenty do przełyku. Potem trafiłem na leczenie onkologiczne do Gliwic. A tam pytają: "jak mamy panu zrobić radioterapię, jeśli pan ma rury w środku" - opowiadał Jerzy Stuhr w rozmowie z portalem mp.pl. - Zmartwiłem się, bo odpadała połowa możliwości leczenia. Sprawę uratował docent Marcin Zieliński, torakochirurg z Zakopanego. Powiedział kolegom z Gliwic: "Niech pan Stuhr do mnie przyjedzie". A do mnie: "wyciągnę panu te rury. Ryzyko jest spore, operacja będzie trudna, ale przecież jeśli pójdzie pan na kolację z Catherine Deneuve, nie będzie pan jadł papki". Ten człowiek w tak prosty sposób przywrócił mi wiarę i siłę... Wiedział, co powiedzieć. Operacja się udała i można było rozpocząć leczenie.

Niestety, dzielny do samego końca artysta i lekarze przegrali z nowotworem krtani. 

Zobacz też: Jest data pogrzebu Jerzego Stuhra!

Sonda
Czy jesteś w żałobie po śmierci Jerzego Stuhra?
Jerzy Stuhr nie żyje
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki