Od najmłodszych lat uważałam, że będę chłopcem. Nie wiem, skąd mi się to wzięło, ale ulubionym serialem był "O dwóch takich, co ukradli księżyc". Bez wiedzy mamy, kiedy ona wyjechała, poszłam do fryzjera i kazałam się obciąć, jak bohaterowie bajki. Zresztą w ogóle byłam bardzo samodzielna...
Pamiętam też, jak mama nie chciała się zgodzić, bym chodziła na skoki do wody do Pałacu Kultury. Nic to. Miałam 7-8 lat i chodziłam potajemnie. A gdy wracałam, mokry strój i ręcznik chowałam na półpiętrze.
Mama, znając moje możliwości, nie zgadzała się, by kupić mi rower. - Nie, nie, nie! Wiem, że zaraz coś zmalujesz - mówiła. Pewnie chodziło jej o moje przygody podwórkowe. Np. uwielbiałam grać z chłopakami w piłkę i któregoś dnia bramka przewróciła się na mnie i porządnie rozcięła mi głowę. Wróciłam do domu zalana krwią. Mama oczyma wyobraźni widziała już, co stanie się, gdy będę miała ten rower. W końcu sama sobie go kupiłam. Za pieniądze zarobione na zbiorze truskawek.
Pewnego dnia mama wraca z pracy i widzi mnie, jak na nim pędzę. - Co to, skąd go masz?! - pyta. Odpowiedziałam, że... koleżanka mi pożyczyła.
W drugiej klasie szkoły podstawowej, zorganizowano nam zabawę przebierańców. Namówiłam koleżankę, abyśmy poszły do wypożyczalni kostiumów na Podwale. Dziewczynki były królewnami, księżniczkami, a my założyłyśmy ubrania krakowiaków. Pasiaste spodnie, czapki z piórami! Byłyśmy takie dumne... ale nikt z nami nie chciał się bawić.
I tak do 12. roku życia myślałam, że będę chłopakiem, aż któregoś dnia zauważyłam, że wzbudzam zainteresowanie płci przeciwnej. Nie powiem... Spodobało mi się to.
Jednak nie całe moje dzieciństwo był tak sielskie, anielskie. Rodzice się rozwiedli. Tato marynarz założył nową rodzinę. Wybranką była nasza kuzynka. Tato był bardzo atrakcyjnym mężczyzną, kobiety do niego lgnęły, a z drugiej strony, były jego pasją... Może gdyby mama inaczej to potraktowała, zrozumiała, że mężczyzna jest często tylko samcem, nie doszłoby do rozstania?