- Pierwsza edycja show „The Traitors. Zdrajcy” była wielką niewiadomą zarówno dla widzów, jak i dla twórców, bo była to zupełna nowość. Nad drugą edycją pracowało się już inaczej?
- Początek rzeczywiście był dla całej ekipy pracującej przy programie dużą nowością, chociaż wszyscy mieliśmy już spore doświadczenie w telewizyjnych produkcjach. Tu jednak trzeba było wyjść daleko poza strefę komfortu, odłożyć na bok swoje dotychczasowe przyzwyczajenia z poprzednich formatów i podejść do tego programu z totalnie otwartą głową. To pozornie historia o pieniądzach, ale one pojawiają się na końcu. To przede wszystkim ogromne wyzwanie dla intelektu, psychiki i kręgosłupa moralnego, bo uczestnicy zdolni są do różnych rzeczy, żeby przetrwać w tej grze. Zasady zakładają, że ci, którym powierzana jest rola zdrajców, mają eliminować, czyli symbolicznie mordować tzw. lojalnych, a ci drudzy z kolei muszą wytopić zdrajców. Łatwo więc poczuć się tutaj jak w pułapce, osaczonym przez wrogów, którymi mogą okazać się także przyjaciele, atmosfera jest więc gęsta. Jako prowadząca, do 2. sezonu podeszłam już z większym spokojem, mając świadomość, nie nie jestem w stanie kontrolować tej gry, ani zachowań uczestników. To duży oddech dla prowadzącej. Nauczyła mnie tego bardzo bolesna lekcja, którą szybko musiałam odrobić w 1. sezonie, kiedy wybrana przez nas na zdrajcę Monika, wydająca się z różnych względów świetną kandydatką, już po dwóch potknięciach nie wytrzymała presji. To był dla mnie jasny sygnał, żeby odpuścić próby kontrolowania gry i poprzestać na kontrolowaniu siebie – tak, by żadnym słowem czy gestem nie pozwolić graczom czegokolwiek ze mnie wyczytać.
- Tutaj musi się pani stać nieprzenikniona. Łatwo pani przyszło to opanowanie własnych emocji?
- Jest to zadanie dość wyczerpujące, to wszystko trzeba potem odespać (śmiech). Ja akurat z racji wykonywanego zawodu – w końcu projektowałam kostiumy do największych show w telewizji - jestem już przyzwyczajona do kontroli, czujności i niewyspania. To nie jest najbardziej komfortowy zawód świata, ale bardzo pasjonujący i dlatego go wybrałam. Natomiast tutaj, zwłaszcza przy 2. sezonie, miałam już świadomość, że wszystkiego nie jestem w stanie kontrolować, mogę być jedynie bezstronnym obserwatorem gry będąc uważną na wszystko, co się tu dzieje, poświęcając takie samo skupienie dla każdego z graczy, ale pozostawać powściągliwą, jeśli chodzi o jakiekolwiek komunikaty werbalne czy pozawerbalne. Mogę natomiast budować klimat i w ten sposób wpływać na uczestników. Reszta jest w rękach samych uczestników.
- Gra jest piekielnie trudna, do wiosennej edycji zgłosiło się jednak ponad 10. tysięcy chętnych. Zaskoczyło panią, jak wielu Polaków chcę się z nią zmierzyć?
- Bardzo mnie ten odzew ucieszył, zresztą, jako widz, też jestem tym formatem zachwycona i mam poczucie, że uczestniczę w projekcie, który wnosi coś świeżego do telewizji. Jestem sportowcem, typem zadaniowca, który zawsze myśli o tym, co dalej, więc nie umiem się tak po prostu po ludzku pławić w sukcesie, chcę być 5 kroków do przodu i już myślę o tym co mogę udoskonalić na przyszłość. Wiedziałam, że do nowej edycji zgłosi się wielu chętnych, ale przyznam, że po 10 tys. zgłoszeń przestałam liczyć (śmiech). Najmniej na tę sytuację były przygotowane nasze serwery, które już po godzinie od rozpoczęcia zgłoszeń do programu po prostu się zawiesiły! Ogromne ukłony dla produkcji, że z tych tłumów chętnych udało im się wyłonić tak ciekawą mieszankę osobowości z tych, które świetnie ze sobą rezonują. Uważam, że aby tu przyjść, naprawdę trzeba mieć jaja.
- Ten sezon zapowiadany jest jako jeszcze mroczniejszy. Czego trzeba się w takim razie spodziewać?
- Zdecydowano, żeby jeszcze mocniej wejść w klimat mrocznej fantazji, gdzie jedni drugich próbują zapędzić w pułapkę i toczy się walka na śmieć i życie. W pierwszym sezonie baliśmy się użyć słowa „morderstwo”, ale teraz odmieniane jest ono przez wszystkie przypadki. Jeszcze bardziej potęgujemy tutaj nastrój niepokoju, podkręcając emocje, a to przekłada się na działania uczestników, zaczynają oni grać bardziej zuchwale i odważnie. Ja również będę podkręcać emocje, zwłaszcza gdy zmieniam nagle zasady gry, wywracając lojalnym i zdrajcom strategię do góry nogami. Najpierw tworzę złudne poczucie przyjaznej atmosfery, by za chwilę stać się mroczniejsza, zbijając uczestników z tropu, pogrywam też ze zdrajcami, nikt na Zamku nie może się czuć pewny swego.
- Czy te dwa sezony bacznego obserwowania ludzkich zachowań jakoś wyostrzyły w pani umiejętność odczytywania drugiego człowieka?
- Historia Moniki w 1. sezonie, która tak szybko załamała się presją, pokazała, jak bardzo wszystko tu jest nieprzewidywalne. Daleka więc jestem od ocenienia ludzi, z przyjemnością przyglądam się za to, jak poszczególne osoby podchodzą do naszej gry, jak potrafią się tym bawić, jak błyskotliwie rozgrywają różne sytuacje. To jest ciekawa przypowieść o ludzkiej naturze, zaskakująco uniwersalna, ale i… rozczarowująca, bo okazuje się człowiek, jako jedyna istota w przyrodzie, potrafi być zdolny do bezinteresownego świństwa, a słowo „przyjaźń” jest przereklamowane. Gniew, rozpacz z bezsilności, czy chęć odwetu wśród uczestników , przywołują mi różne sytuacje z mojego życia, kiedy byłam w analogicznej pozycji i mogę dziś stwierdzić,że nic co ludzkie nie jest mi obce. To bardzo ludzkie. Nawet najbardziej inteligentna i wysublimowana jednostka jest w stanie wbić komuś nóż w plecy, jeśli poczuje się zraniona lub zagrożona. Widać tu jak na dłoni, że boli nas odrzucenie, tracimy rozum w sytuacji zagrożenia i trudno nam czasem wybrać, czy kierować się głową, czy sercem. Pewnie dlatego tak przyjemnie się to ogląda z pozycji fotela, gdy sami nie musimy tych decyzji podejmować. Fajnie by jednak było, gdyby widzowie, śledząc nasz program, zadali sobie pytanie, dlaczego pewne zachowania uczestników z programu w nich rezonują. Czasem wystarczy tę kamerę odwrócić w swoją stronę. Tam jest odpowiedź.
Emisja w TV:
"The Traitors. Zdrajcy", ndz., godz. 19.30 w TVN