Meghan i Harry poinformowali, że "wypisują się" z rodziny królewskiej, rezygnują z przysługujących im przywilejów i... zamierzają pójść do pracy. To prawdziwe trzęsienie ziemi, które niektórzy porównują do decyzji Edwarda VIII, ich stryjecznego pradziadka, który dla Wallis Simpson zrezygnował z tronu.
Waga decyzji Harry'ego i Meghan jest olbrzymia, więc pojawiły się domysły, że musiała ona być szeroko dyskutowana z królową Elżbietą. Jak okazało się w czwartek rano - niekoniecznie. Pałac Buckingham wydał bowiem lakoniczne oświadczenie, z którego wynika, że para książęca zrezygnowała... na własną rękę. Czytamy w nim, że rozmowy z Meghan i Harrym są (były?) na "wczesnym etapie". Wygląda więc na to, że królowa Elżbieta o wszystkim dowiedziała się z Instagrama swojego wnuka.
Czy cały plan był sprytnie opracowany przez Meghan?
Meghan nigdy nie była lubiana przez konserwatywnych obserwatorów monarchii, którym przeszkadzała jej przeszłość: Amerykanka po rozwodzie, która grała w serialach, nie była wymarzoną partią dla księcia. Chociaż Harry się przy niej ustatkował, niektórzy odczytywali to jako oddalanie się od skostniałej rodziny królewskiej. Wygląda na to, że decyzja o "wypisaniu się" z bycia parą książęcą to idealny dowód potwierdzający tę tezę.
Jeszcze na długo przed ślubem każdy krok Markle był śledzony przez media, którym nie podobało się niemal wszystko: Meghan za dużo wydawała, nie przestrzegała etykiety i nie była zainteresowana relacjami z królową. Plotkowano o tym, że nie dogaduje się z księżną Kate, swoją szwagierką, która cieszy się nieskazitelnym wizerunkiem żony przyszłego króla.
Po szokującej decyzji o wycofaniu się z książęcych obowiązków Meghan z pewnością nie będzie łatwiej. Podobnie jak Archiemu, który nie skończył nawet roku, a już żyje z piętnem tak trudnej decyzji swoich rodziców.