Joanna Racewicz to dziennikarka, której kariera z powodzeniem się rozwija. Oprócz zawodowego życia, pełni też ważną rolę w tym prywatnym. Jest mamą 13-letniego Igora, którego 11 lat temu spotkało coś bardzo przykrego. Cała rodzina była pogrążona w żałobie po śmierci męża Joanny Racewicz, porucznika Pawła Janeczka. Mężczyzna pełniący funkcję oficera BOR przy prezydencie Polski, zginął 10 kwietnia 2010 roku w katastrofie lotniczej w Smoleńsku. Wydarzenia, które miały miejsce kilka dni temu w Jamnicy wstrząsnęły Joanną Racewicz, która powróciła do smutnych wydarzeń sprzed dekady. Wpis zamieściła na Instagramie i zaczęła go słowami: - Zdjęcie - symbol tragedii, której nie sposób opisać. Słyszycie o niej od soboty. Pijany, 37-letni mężczyzna pędzi co najmniej 120 km/h, na zakręcie drogi niedaleko Stalowej Woli wyprzedza sznur samochodów i miażdży audi A4, w którym jedzie Mama, Tata i mały dwuipółletni chłopczyk.
Joanna Racewicz opisała dramatyczne wydarzenia. "Krótki oddech mojego Synka, gdy tuliłam Go w ramionach"
- Ostatnie chwile przed zderzeniem… pewnie beztroska rozmowa. Może milczenie. Śmiech dziecka. Może spokojny oddech podczas snu… Ułamki sekund i zatrzymuje się świat. Zatrzymuje, żeby roztrzaskać się na kawałki. Troje dzieci zostaje bez rodziców. Sprawca nie przyznaje do winy - czytamy słowa Joanny Racewicz. Przypomnijmy, że dziennikarka Polsatu straciła męża w tragedii lotniczej.
Osobisty wpis stał się też okazją do powrotu do własnych, traumatycznych wspomnień: - Pęka mi serce i zaciskają się pięści. Nie umiem przestać o tym myśleć. Nie potrafię wyobrazić sobie, co ma w głowie pijany drań, który wkłada kluczyki w stacyjkę samochodu. (...) Troje dzieci za kilka dni będzie stać na cmentarzu przy trumnach Mamy i Taty. Wciąż pamiętam krótki oddech mojego Synka, gdy tuliłam Go w ramionach. Wtedy. Bezradność dziecka… Nie ma na to słów.