Tomasz Kammel, prowadzący "Pytanie na śniadanie" nie jest ekspertem, ale na podstawie własnych obesrwacji widzi, że Polacy zaczęli trochę bagatelizować Covid-19, a wszystko przez małą liczbę zakażeń. Ta jednak spadła dopiero nie dawno, a wszystko wskazuje na to, że jesienią ilość osób z pozytywnym wynikiem testu na koronawirusa będzie się zwiększać z każdym dniem, co w efekcie doprowadzi do czwartej fali koronawirusa i może skutkować kolejnym lockdownem.
ZOBACZ KONIECZNIE: To, jak zmienił się Tomasz Kammel przez 24 lata powala! Pamiętacie go z "Randki w ciemno"? [GALERIA]
Kammel apeluje do Polaków
- To jest bardzo realne i myślę, że dobrze byłoby się jednak zastanowić nad tym, żeby wykonać jeden mały ruch i temu zapobiec. I mówię tutaj o zestawie kilku spraw: od maseczek tam, gdzie może być niebezpiecznie, po proste zaszczepienie się i trzymanie dystansu tam, gdzie go trzymać należy. Ale o tym już tyle mówiono, że nie chcę być nudny - mówi agencji Newseria Lifestyle prezenter.
Tomek nie ukrywa swojego zaniepokojenia tym, że nadal tak mało osób chce się szczepić. Obecnie zaszczepionych jest tylko 40 procent naszego społeczeństwa, co jest niewystarczające, aby móc uniknąć kolejnej fali.
- Słysząc opinie niektórych ludzi na temat tych spraw, mam wrażenie, że nie wiem, jak głośno trzeba by było mówić, żeby ich do tego przekonać. Ale faktycznie boję się czwartej fali i nie chciałbym, żeby powtórzył się scenariusz, który już znamy - dodaje.
Tym bardziej, że wielu Polaków mocno odczuło skutki lockdownów i obostrzeń. Potracili prace, rodzinnie biznesy, a przede wszytskim wielu z nich przeżyło śmierć najbliższych i znajomych, którzy przegrali walkę z koronawirusem.
- Jeśli ktoś miał taką refleksję, to być może teraz bardziej to doceni, jeśli już wszystko wróci do normy, czego bym sobie i wszystkim życzył - mówi prowadzący "Pytanie na śniadanie".
Miejmy nadzieję, że świadomość społeczeństwa wzrośnie i uda się uniknąć najgorszych skutków kolejnej fali koronawirusa.