Tomasz Karolak to facet, który nie owija w bawełnę. I choć nie zawsze wszystkim podoba się, to co robi i mówi aktor, to trzeba docenić, że jest po prostu szczery i nikogo nie udaje. Gwiazdor przyznaje, że nie zawsze bywa miły dla innych i nie daje sobie w kaszę dmuchać.
- Prawda jest taka, że gdzieś w środku taki jestem także prywatnie. Inna sprawa, że widzowie nie chcą takiego Karolaka. Oni wciąż chcą oglądać Ludwika Boskiego z „Rodzinki.pl”, zaraz polubią mnie jako szefa kuchni. Widzowie kochają jak Karolak ich rozbawia. Jak patrzą na Karolaka skurwysyna to patrzą i nie dowierzają. Nie będę ukrywał, że prawdziwy Karolak ma swoje problemy, kompleksy i potrafi być grubiański, apodyktyczny i niemiły. Co do tego nie mam wątpliwości i w tym filmie miałem okazję pokazać - mówi „Super Expressowi” Tomek Karolak.
- To było dla mnie swego rodzaju oczyszczenie. W moim życiu artystycznym, po 50 filmach w których zagrałem i 30 serialach, swojej obecności w filmie zacząłem używać jako swego rodzaju oczyszczenia się. Zresztą tak się zaczęła moja przygoda w Warszawie, od „Testosteronu”, gdzie opowiadałem własną historię opartą na faktach. „The end” też dał mi okazję wyrzygania tego, co mnie najbardziej boli - dodaje gwiazdor.
A co najbardziej boli go w brutalnym świecie show-biznesu, którego jest częścią?
- Boli mnie brak lojalności. Kiedy traciłem Imkę wszyscy byliśmy w szoku. Traciłem ją na rzecz osoby, której wcześniej dałem możliwość występowania na mojej scenie. To jest okropne. Osobiście dotknęła mnie ta energia zła - opowiada Tomek.