- Większość widzów kojarzy pana przede wszystkim jako rozrywkowego showmana, ale programie „SuperPies” pokaże pan swoje drugie, rodzinne oblicze, ale też wielkie serce do zwierząt.
- Fakt, że pewnie widzowie widzę we mnie pewnie szalonego, trochę nadpobudliwego showmana, który ma zawsze dużo do powiedzenia, ale wszystko się z czasem zmienia i życie człowieka weryfikuje. Jestem w związku małżeńskim już od 9 lat, mam dwójkę dzieci. Teraz jestem osobą, powiedziałbym, stateczną, choć może nie na scenie. Tam jestem w swoim żywiole, ale prywatnie jestem znacznie bardziej ustatkowany. Co do czworonogów – od dziecka wychowywano mnie, ucząc miłości do zwierząt. Jestem też bardzo wyczulony na ich krzywdę. Wychowałem się w małej miejscowości koło Grajewa, gdzie przez wiele lat mieszkałem u dziadków po śmierci naszego taty. A wiadomo, jak to jest na wiosce - zawsze są zwierzęta. Marzyłem, żeby, kiedy już dorobię się własnego domu, mieć psy, koty, nawet kozy chcieliśmy sobie kupić z żoną, żeby mieć swoje naturalne mleko. Staramy się też zarażać tym nasze dzieci, uczyć ich życia w zgodzie z naturą i miłości do zwierząt.
- Teraz u pana także ich nie brakuje, i to także tych nietypowych. Skąd się wziął pomysł na hodowlę gołębi?
- Dziadek je hodował i obiecałem sobie przed laty, że kiedyś odziedziczę po nim tę hodowlę, choć długo nie miałem miejsca na takie przedsięwzięcie, nie miałem swojej własnej działki. Ale powiedziałem sobie, że marzenia są po to, żeby je spełniać. Dążyłem to tego, żeby kupić własną działkę, postawić dom i od samego początku wierzyłem w swój sukces. Wiedziałem też, że zamieszkają ze mną zwierzęta.
- I stąd pomysł na adopcję psa? Bo właśnie do waszej rodziny dołączył nowy domownik, piesek ze schroniska w Celestynowie, już drugi w waszym domu.
- Tak, a planujemy też przygarnąć trzeciego! Nie musi być koniecznie rasowy. Chodzi po prostu o to, żeby znalazł dom, żeby był przez nas kochany i żeby nam się spodobał, bo to musi być miłość od pierwszego wejrzenia. Musi być chemia. Lufka teraz szczęśliwie mieszka z nami w domu i powoli zaprzyjaźnia się z naszą Szejenką, która jest z nami już 9 lat. York czuje się u siebie jak taka królowa, ona tam ma wszystko, a Lufka to nowy piesek. Musi się do tego jakoś przyzwyczaić, oswoić, ale też ten drugi pies musi go zaakceptować. Dajemy jej swobodę. Mamy dużą działkę, gdzie psy mogą się wybiegać. Ja też chętnie z nimi wychodzę, bo jestem teraz człowiekiem czasowym. Koncertuję tylko w soboty, i to do maja. Teraz postawiłem swój czas na rodzinę, na moje życie prywatne. W końcu ile można? To już 12 lat, jak jestem w trasie. Zjeździłem Polskę wzdłuż i wszerz. Teraz czas chcę poświęcić się rodzinie, zwierzakom. To jest piękne – mieć rodzinę w zasięgu ręki, mieć czas… Nie chcę już od życia więcej.
- Na disco-polo zbił pan niemały majątek. Czy często spotyka się pan przez to z zazdrością?
- Oczywiście, że tak, często zdarza się taka nutka zazdrości, ale ja wszystkim życzę dobrze. Uważam, że jeśli ktoś ciężko pracuje, ma prawo żyć na takim poziomie,na jaki go stać. Ja nie żyłem wcześniej w bogactwie. Straciłem ojca w wieku 12 lat. Moje życie nie było usłane różami. To nie było tak, że od razu wszedłem na salony i pojawiły się kontrakty. Doszedłem do tego ciężką pracą. Mieszkałem długo na stancji w czasach studenckich, dorabiałem sobie. Muzyka to było tylko moje marzenie, pasja. Nie sądziłem, że choćby złotówkę na tym zarobię. Niedawno pewien człowiek zaproponował, że da mi za któregoś z moich gołębi 10 tys. zł. Mógłbym wziąć te pieniądze, ale to nie o to chodzi. Kiedyś, jak zaczynałem i byłem na dorobku, to łapałem każdą propozycję, ale dziś mam już inne podejście do życia. Mogę tego ptaka oddać komuś zaufanemu za darmo. Miałem kiedyś propozycję, żeby zarobić 50 tys. zł za występ, ale nie byłoby mnie wówczas na urodzinach mojego syna, dlatego też odrzuciłem tę propozycję. To, co kocham, jest dla mnie bezcenne.
Emisja w TV:
SuperPies
sobota 17.45 Polsat
piątek 9.00 Polsat
Gwiazd prywatnie: Tomasz Niecik
sobota 14.40 TVN Style