To musiał być prawdziwy cios w jego wrażliwe serce. Piękna prawniczka, pani Ewa, odeszła od aktora po pięciu cudownych latach. Jak sam mówił, tak naprawdę tylko trzy razy w życiu był zakochany, ale nigdy tak bardzo jak w Ewie. - Jest wysportowana i gra w tenisa, jak ja. Znamy się od wielu lat i wspieramy wzajemnie - zachwalał swą miłość w wywiadach.
To właśnie Ewa podnosiła go na duchu, kiedy przed czterema laty spowodował wypadek pod wpływem alkoholu. To ona była pierwszą osobą, z którą skontaktował się po wypadku i która pomogła mu wyjść z opresji. Nauczyła żyć na nowo - bez samochodu. A teraz Tomasz został zupełnie sam, w pustym domu...
- Miała go zwyczajnie dość. On nie jest człowiekiem, któremu da się coś wytłumaczyć. Jak się w coś wkręci, to widzi tylko czubek swego nosa - mówi nam znajomy pary.
Każdy inny facet po takim rozstaniu załamałby się na dobre. Sięgnął po kieliszek i całymi godzinami przesiadywał w barach. Jednak nie on. Stockinger nie zamierza się afiszować swoją porażką życiową. Postanowił rzucić się w wir pracy. Nawet jego najbliżsi towarzysze z "Klanu" nie zauważyli, aby coś zawalił z tego powodu. Ale czemu tu się dziwić, skoro to wielki profesjonalista. Dobrze też wie, że nic tak nie pomaga w kryzysie duchowym, jak oddanie się pracy. Wtedy nie rozpamiętuje się tego, co zaszło.
- Pan Tomasz gra u nas jedną z głównych ról. Gra tyle, ile grał dawniej. Nie ma mowy o obcięciu roli, zmniejszeniu godzin zdjęciowych - zapewnia Anna Wiejowska z promocji serialu "Klan".
Tomasz i Ewa poznali się niedługo po jego rozwodzie w 2007 roku. Dwa lata później oficjalnie pokazali się na turnieju tenisowym Baltic Cup 2009. Stockinger nie ukrywał wtedy, że przeżywa drugą młodość. - Ten powód ma na imię Ewa - chwalił się wszystkim znajomym. Para zamierzała się nawet pobrać. Niestety, miłość prysła jak bańka mydlana...