Bożena Baraniak to uczestniczka 2. edycji "Sanatorium miłości", która podbiła serca widzów i kuracjuszy. Kobieta zdobyła wielu przyjaciół, jednak nie udało jej się znaleźć miłości. Do Chicago, w którym mieszka na co dzień, wróciła jako singielka. W 2020 roku "Super Express" dowiedział się, że panią Bożenę spotkała ogromna tragedia. Zmarła jej ukochana mama. Jak przekazała nam gwiazda "Sanatorium miłości", pielęgniarka środowiskowa nie dopełniła swoich obowiązków. O tej sytuacji przypomniała w najnowszej rozmowie z "Rewią".
- Osiemnaście miesięcy temu moja mama miała wylew krwi do mózgu, pomoc przyszła za późno i nie przyjęto jej do szpitala. Umierała w domu. Nie mogłam przylecieć z Chicago do ojczyzny, więc regularnie dzwoniłam, aby dowiedzieć się, jak się czuje - powiedziała.
Jakby tego było mało, pani Bożena nie mogła pojawić się na pogrzebie mamy. Wszystko przez pandemię koronawirusa i związane z nią obostrzenia. To był dla niej ogromny cios.
- Wiadomość, że mama nie żyje, była dla mnie szokiem. Ale kolejny cios nadszedł tuż potem, gdy zrozumiałam, że nie mogę przyjechać na pogrzeb. Nie pozwoliły na to obostrzenia panujące w pandemicznej rzeczywistości. Rozpłakałam się wtedy i długo nie mogłam się uspokoić - opowiedziała "Rewii".
Niestety, to nie koniec tragedii w życiu gwiazdy TVP. Jakiś czas temu zmarł mąż jej córki. Później pani Bożena zachorowała na koronawirusa i bardzo ciężko go przeszła. Było z nią tak źle, że nie była w stanie podnieść się z łóżka. Na szczęście wszystko skończyło się szczęśliwie. Seniorka obiecała sobie, że pojedzie do Częstochowy, aby podziękować Matce Bożej za odzyskane zdrowie. Chciała również pójść na grób swojej matki. Słowa dotrzymała i na cmentarzu pojawiła się razem z siostrami. Jak powiedziała, te wydarzenia uświadomiły jej, że życie jest bardzo krótkie i kruche.