Arkadiusz Tomiak zginął na początku czerwca 2024 roku w wypadku drogowym pod Tucholą. Słynny filmowiec wracał akurat do Koszalina, skąd pochodził i gdzie miał uczestniczyć w festiwalu "Młodzi i Film". Niespodziewanie w jego samochód uderzył inny pojazd - BMW, kierowane przez niejakiego Radosława Sz. Operatora filmowego nie udało się uratować, a śmierć mężczyzny wywołała ogromne poruszenie w środowisku polskiego show-biznesu. Arkadiusz Tomiak był autorem zdjęć między innymi do takich filmów jak "Zaćma", "Czerwone Maki" czy "Symetria". Nominowano go wielokrotnie do Polskich Nagród Filmowych Orły, zdobywał też nagrody w "Złotych Lwach". Prywatnie był kochającym mężem i ojcem. - Areczkowi przypadła rola taty, opiekuna, nauczyciela, ale też przytulanki, bo każdy lubił się przytulić do Arka. (...) I z tych ról już chyba nigdy nie wyszedł. Był królem życia, tatusiem, był królem grilla i pysznego jedzonka, które serwował nam wszystkim. Pamiętam też, jak mi powiedział: "Pamiętaj, jak cię będzie kochać ekipa, to to jest prawdziwy sukces". I wziąłem to sobie do serca - wspominał go aktor Borys Szyc w rozmowie z portalem Film WP. Teraz pojawiają się nowe fakty o sprawie i szczegóły, które ujawnia prokuratura. Postawiono też zarzuty głównemu podejrzanemu. Szczegóły poniżej.
Arkadiusz Tomiak zginął w wypadku. Prokuratura stawia zarzuty kierowcy BMW
Jak ustalił dziennik "Fakt", prokuratura poznała już dokładny przebieg wypadku, w którym uczestniczył Arkadiusz Tomiak. Okazuje się, że mężczyzna, który wjechał swoim BMW w jego auto, jechał z nadmierną prędkością: co najmniej 95 km/h. 24-letni Radosław Sz. miał próbować wyprzedzać na zakręcie, co doprowadziło do zderzenia z samochodem Tomiaka. Sam Arkadiusz miał nie mieć wpływu na przebieg wypadku, to nie on ponosi winę - zdaniem prokuratury. Toyota, którą kierował filmowiec, została zepchnięta na przeciwny pas. Tam doszło do zderzenia z ciężarówką, a auto stanęło w płomieniach. Arkadiusz Tomiak zginął na miejscu, nie dało się go uratować. Prokuratura ustaliła, że filmowiec jechał zgodnie z przepisami, około 71 km/h.
Śledztwo zostało właśnie zakończone, a Radosław Sz. usłyszał zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym. Kierowca BMW nie przyznał się jednak do winy, więc sprawa jeszcze trochę potrwa. Mężczyzna został tymczasowo aresztowany.