Od pół wieku wciela się na ekranie przeważnie w role odważnych i bezkompromisowych bohaterów, z których niektórzy wpisali się już na stałe do kanonu światowego kina. Nic więc dziwnego, że łatka twardziela przylgnęła do niego na dobre. Jest w tym zresztą wiele prawdy. Podobnie jak kreowanym przez niego postaciom, nigdy nie brakowało hartu ducha i walecznej natury.
Być jak Herkules
Urodzony w Nowym Jorku w rodzinie o włosko-żydowskich korzeniach mały Sylvester od najmłodszych lat nie miał łatwo. W rodzinie nie układało się najlepiej, przez co on i jego młodszy brat Frank Junior pierwsze lata dzieciństwa spędzili w rodzinach zastępczych. Już w młodości znalazł jednak pasję, która napędzała go do działania.
Zafascynowany kulturystyczną sylwetką byłego Steve’a Reevesa w filmie „Herkules”, skoncentrował się na intensywnych treningach, dzięki czemu w 1960 r. przyznano mu stypendium sportowe w American College of Switzerland w Leysin, w Szwajcarii. Tu w wolnych chwilach występował w szkolnym spektaklu. To wtedy odkrył w sobie pasję do aktorstwa, którą postanowił rozwijać po powrocie do USA.
Walka o marzenia
Początkowo grywał jedynie niewielkie role. W przerwach między kolejnymi castingami musiał się imać rozmaitych zajęć, by związać koniec z końcem. Pracował m.in. jako fryzjer, bileter w kinie, a nawet czyścił klatki lwów w nowojorskim zoo. - Porażki nigdy nie były dla mnie sygnałem do poddania się – wspominał później. - Zawsze działały na mnie bardziej jak wrzask trąbki stawiającej mnie na na nogi.
W oczekiwaniu na przełomową rolę, walcząc jednocześnie z poważnymi kłopotami finansowymi, postanowił w końcu wziąć sprawy w swoje ręce i sam napisał scenariusz do filmu „Rocky”, inspirowany historią boksera amerykańskiego Chucka Wepnera, nie sprzedał jednak praw do ekranizacji żadnemu producentowi, dopóki nie pozwolono mu zagrać głównej roli. Walka się opłaciła – rola przyniosła mu międzynarodową sławę, a sam film zdobył trzy Oscary. Ugruntować pozycję gwiazdy pomogła mu z kolei rola weterana wojny w Wietnamie Johna Rambo, w którego po raz pierwszy wcielił się pięć lat później.
Wciąż na szczycie
Mimo upływu lat i niejednego dramatu w życiu prywatnym, w tym niespodziewanej śmierci starszego syna Sage’a Moonblooda, aktor do dziś nie zwolnił tempa. Mający dziś na koncie już ponad 80 ról w filmach i serialach deklaruje, że nie myśli o emeryturze, a jeszcze w tym roku zobaczymy jego najnowszy film „Samaritan”. - Zawsze szukam nowego wyzwania. Zostało mi jeszcze wiele szczytów do zdobycia – mówi. - A kiedy skończą mi się szczyty, wybuduję sobie nowy.
Emisja w TV:
Rambo
Sobota 20.00 TVN 7