Rozstanie i rozwód Maryli Rodowicz z Andrzejem Dużyńskim wstrząsnęły całą Polską. W lipcu tego roku sąd definitywnie zakończył ich małżeństwo. Okazuje się, że mimo 5 lat separacji, rany po tym, co się stało, wcale się nie zabliźniły. Szczególnie u artystki. W filmie dokumentalnym „Maryla. Tak kochałam”, który TVP1 w Pierwszy Dzień Świąt wyemitowała Telewizja Polska, wokalistka opowiada o kulisach wielkiej miłości i smutnego rozwodu. - To była płomienna miłość, ognista. Czułam się bezpieczna w jego ramionach. On był mocno zbudowany, barczysty. Kiedy tonęłam w jego ramionach czułam się bardzo bezpiecznie - wspomina początki związku z Andrzejem. Myślała, że to już jest miłość na całe życie. Spotkał ją jednak wielki zawód. - Nie miałam poczucia, że ten związek się kończy. Myślałam, że jest taki jakiś trudny moment. Wydaje mi się, że to było bardzo dobre małżeństwo… Tak mi się wydawało przez trzydzieści lat - dodała Rodowicz. W pewnym momencie jej mąż zaczął zachowywać się inaczej niż zwykle. Próbował nawet wzbudzić w niej poczucie winy. - Kobieta ma intuicję. Andrzej nagle nie rozstawał się z telefonem. Chodził do łazienki z tym telefonem i codziennie o 22.00 szedł na górę pod jakimś pretekstem. Zachowywał się już inaczej. To było ewidentne, że coś jest na rzeczy. I dziecinne tłumaczenie, że dużo pracuje… Nagle przestał jadać w domu, bo mówił, że ja bardzo niezdrowo gotuję, ze on nie może, że musi jeść dietetycznie, dlatego je w mieście. To było dla mnie przykre. Ja nie miałam takiej świadomości ani potrzeby, żeby zakończyć ten związek, aż tu nagle pod moją nieobecność mój mąż się wyprowadził i zabrał dwie ciężarówki rzeczy - mówiła Maryla, dla której ukochany mąż niemal z dnia na dzień stał się obcym człowiekiem.
Przyjaciele Dużyńskiego przedstawiają nieco inny przebieg zdarzeń z tamtego czasu. - On wywiózł z tego domu jedną małą furgonetką kilka pamiątkowych rzeczy, które należały do niego, zanim poznał Marylę. Biurko, szafę, dwa stoliki i trzy obrazy w tym jeden, który namalował jego przyjaciel Franciszek Starowieyski, a drugi autorstwa Katarzyny Ważyk - mówi nam osoba z bliskiego otoczenia Andrzeja. Dużyński, jak donosi jego znajomy, do dziś nie może odzyskać od Maryli pamiątek po ojcu, który przed wojną miał w Warszawie odlewnię metali kolorowych. Cenne, metalowe przedmioty do dziś są w Konstancinie.
Dalej gwiazda wspomina przykre spotkania w sądzie. - Najtrudniejsze było mijanie się na korytarzu sądowym, ponieważ Andrzej się do mnie nie odzywał. Nie mówił nawet „dzień dobry” - dodaje piosenkarka. - Mąż się związał z kobietą 40 lat młodszą, ale podobno dla mężczyzny to nie jest żadna przeszkoda. To, co mogli przeżywać moi partnerzy poprzedni, teraz ja przeżywałam. To spadło na mnie jak grom z jasnego nieba - zdradza Rodowicz. I tu znowu pojawia się słowo przeciwko słowu artystki. - Andrzej Dużyński odbywał wielokrotnie rozmowy z Marylą w towarzystwie prawników. Dwa lata temu, wspólnie wypracowali nawet ugodę przedsądową, w której zadeklarował comiesięczną wypłatę dla żony w wysokości 20 tysięcy złotych. Dzięki temu mieli rozwieźć się na pierwszej rozprawie, ale Maryla na nią nie przyszła. Zmieniła adwokata, wystąpiła o rozwód z orzeczeniem winy męża i o 28 tysięcy alimentów. Jej były mąż wita się na korytarzu sądowym ze wszystkimi, nawet z fotoreporterami, a Maryla na jego "dzień dobry" nie odpowiada - twierdzi nasz rozmówca.
A jak według samej Maryli jest teraz między byłymi już małżonkami? - Andrzej się do mnie nie odzywa - wyznała Maryla, a zapytana, czy chciałaby mu coś powiedzieć, stwierdziła: Nie, nie chcę go widzieć. Z trudem jednak powstrzymała łzy.
W dokumencie TVP wypowiada się również Maria Szabłowska, wieloletnia przyjaciółka Maryli, która była jednym ze świadków na rozprawie rozwodowej wokalistki i biznesmena. - Andrzej mi powiedział, że życie z taką gwiazdą wymaga wyrzeczeń i tu nie chodziło sprawy bytowe. Jemu chyba chodziło o czas, bo ona wiele czasu poświęca swojej karierze zawodowej… że to był powód - mówi Maria Szabłowska.