Pieniądze, warunki, w jakich są prowadzone katorżnicze treningi, trema, masa innych obowiązków, a może zupełnie coś innego? Jaki jest prawdziwy powód tego, że aby zobaczyć Krzysztofa Ibisza w "Tańcu z gwiazdami", trzeba było poczekać, aż poprowadzi ten show? Kiedy program ruszał - jeszcze w stacji TVN - prezenter był już czołową gwiazdą Polsatu, więc oczywiste było, że producentom nie będzie zależało na promowaniu konkurencji - zwłaszcza tak silnej. Mimo to po pewnym czasie otrzymał propozycję - i to niejedną! Zawsze odmawiał. Okazało się, że nikt nie miał na tyle silnych argumentów, żeby nakłonić Krzysztofa Ibisza, by włożył buty na obcasie i zatańczył ogniste paso doble czy namiętną rumbę. Nawet pasujący do jego wizerunku walc angielski nie wchodził w rachubę. Krzysztof był wyjątkowo konsekwentny. Aż do czasu...
- Zatańczę, ale mam kilka warunków - odpowiedział pewnego razu Ibisz. Co od niego usłyszeli producenci najpopularniejszego show w Polsce, zdradził w wywiadzie, który ukaże się w piątkowym "Magazynie Super Express TV". Oprócz tego prezenter wyjawił, dlaczego można go porównać do... buldożera, co robi, kiedy - jakimś cudem - uda mu się spędzić wieczór w domu i kto w duecie Ibisz - Głogowska jest na wizji szefem.