Przemysław Bluszcz: Uciekłem do lalek

2010-02-14 16:13

Przemysław Bluszcz (40 l.) daje się widzom zapamiętywać głównie rolami czarnych charakterów, ale to go nie martwi. Nam opowiada o Bombie, lalkach, porozumieniu z żoną i o spotkaniach, które procentują

- Jak się pan czuje z Bombą*)?

- Bombowo. Bardzo fajny był ten mój cały okres legnicki, stanowił jedność trzech rzeczy: byłem w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu i robiłem to, co lubię.

Patrz też: Hotel 52: Zobacz gwiazdy serialu (ZDJĘCIA!)

- To dlaczego porzucił pan teatr i mieszkanie w Legnicy i przybył do stolicy?

- Tak zadecydowaliśmy wspólnie z żoną, która jest aktorką, ale teraz zajmuje się reżyserią. W naszym zawodzie przeprowadzki to naturalna droga zawodowa. Chociaż przyznaję, trochę szkoda, bo kocham Dolny Śląsk. Jest dobrym miejscem do życia, między innymi ze względu na architekturę. No, ale cóż, centrala jest w Warszawie (śmiech).


- Dobrze się żyje aktorskiej parze pod jednym dachem?

- Ania zostawiła aktorstwo, teraz zajmuje się reżyserią. Ale bywało trudno, bo Ania mimo że chciała reżyserować, miała duże ambicje. Pojawił się element rywalizacji. Z czasem nauczyliśmy się siebie. Dzisiaj już nie mamy problemu z tym, czyj pomysł jest lepszy. Myślę, że w związku dwóch aktorów ważny jest wzajemny szacunek. A poza tym, jeśli ludzie się kochają, to wszystko da się załagodzić, ułożyć.

Patrz też: Nowi grają u boku Darii Widawskiej

- Nie irytuje pana, że praktycznie wciąż gra czarne charaktery?

- Nie. Mam na nie swój sposób... Staram się sam przygotowywać projekty, w których gram nie tylko drani...

- Ukończył pan wydział lalkarski PWST i filologię polską. Trochę okrężną drogą dochodził pan do aktorstwa. Nie obawiał się pan, czy da sobie radę na scenie?

- Nie, nie obawiałem się bycia aktorem. Ale rzeczywiście, mam kilka zawodów, którymi mogę się zająć, w razie gdyby aktorstwo mi nie wyszło. A nie pchałem się do aktorstwa. Trochę zdecydował przypadek, bo takich, a nie innych ludzi spotkałem na swojej drodze i że tacy, a nie inni ludzie mieli na mnie wpływ. Wydział lalkarski to była moja ucieczka... przed wojskiem. Ale szkoła teatralna i ten wydział okazały się jednak nie tylko ucieczką, także wspaniałą przygodą. Potem trafiłem do teatru w Legnicy, gdzie był świetny zespół artystyczny, z którym spędziłem dwanaście lat mojego zawodowego życia. To tam powstała m.in. "Ballada o Zakaczawiu", w której zagrałem rolę Benka Cygana (wielokrotnie nagradzana - przyp. red.). To były spotkania z ludźmi, które zaprocentowały, które procentują przez całe życie.


- Wróci pan do lalek?

- Nie wiem. Nie zarzekam się, bo nie mam pojęcia, co się wydarzy. Mam projekt, który już od kilku lat chcę zrealizować. Poruszałby trzy przestrzenie: pierwszą byłyby japońskie lalki, drugą film, a trzecią klasyczny teatr.

- Synowie, Borys (13 l.) i Iwo (10 l.), pójdą w pana ślady?

- Będą robić to, co będą chcieli. Wychodzę z założenia, że trzeba sobie zadać pytanie, po co ja to robię, po co my coś robimy w ogóle, czy coś tym zmieniam? Myślę, że jeżeli oni będą coś zmieniać tym, co robią, to również będą szczęśliwi. Ja czuję się szczęśliwy, bo robię to, co lubię.

wt., TVN, 23.30

*) Bomba X-lecia - nagroda przyznana dla przez miasto Legnica (przyp. red.)

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają