Romanowska: Umiem z siebie żartować

2009-08-15 11:00

Elżbieta Romanowska (26 l.) popularność zdobyła rolą Joli w serialu "Ranczo", a przypieczętowała udziałem w show "jak ONI śpiewają". Z aktorką rozmawiamy o zakochanym w niej fanie, rozbieranych scenach i piersiach

- Co dał ci występ w "jak ONI śpiewają"?

- Czasami myślę, że byłam chwilowo niepoczytalna, gdy się na niego godziłam (śmiech). A mówiąc poważnie, dzięki "jak ONI śpiewają" nabrałam większej pewności siebie, ale też dystansu do własnej osoby, tego, co robię.

Poznałam wielu fantastycznych ludzi, z niektórymi do dziś mam kontakt. To naprawdę była fajna zabawa. Zawodową wokalistką nie mam zamiaru zostać, ale ze śpiewania na pewno nie zrezygnuję. Na szczęście są musicale.

- Udział w serialu "Ranczo" jest dla ciebie zawodowo ważny?

- Tak. To była moja pierwsza duża rola, którą dostałam zaraz po szkole. Gdy zjawiłam się na planie serialu, nie znałam nikogo z ekipy. Byłam ogromnie zestresowana, ale szybko okazało się, że i reżyser, i koledzy z planu, i obsługa techniczna są mili i sympatyczni, więc w miarę upływu czasu było mi już coraz łatwiej.

- Nie bałaś się, że charakterystyczna rola Joli przylgnie do ciebie na dłużej?

- Nie. Ponieważ jestem aktorką charakterystyczną. Decydują o tym moje warunki fizyczne. Ze względu na moją "filigranową figurę" pewne role są poza moim zasięgiem, a niektóre jakby pisane specjalnie dla mnie. Na razie szuflada mi nie grozi. W "Zgorszeniu publicznym", filmie, w którym zagrałam zaraz po Joli, moja bohaterka Motylek to zwykła młoda dziewczyna.

- W filmie "Zgorszenie publiczne" masz podobno mocno roznegliżowane sceny?

- Są dwie sceny, w których nie mam na sobie ubrania, ale zostały tak zmontowane, że większego zgorszenia nie będzie (śmiech). Bałam się ich. Pamiętam, że pierwszą scenę nagrywaliśmy już pierwszego dnia zdjęć. Drugą kręciliśmy dwa razy, gdyż zmieniła się jej koncepcja. Chciało mi się śmiać, bo w gołębniku, w którym się rozgrywa, było masę ludzi - pan od światła, pan od dźwięku, pan od gołębi, operator itd. Sami faceci, a na środku ja - naga.

- Zgodziłabyś się na rozbieraną sesję do magazynu dla mężczyzn?

- Myślę, że nie mają tak dużego formatu i nie zmieściłabym się na zdjęciach (śmiech). Na razie nie. Może za kilka lat, gdy będę starsza i bardziej odważna.

- Wielu facetów zwraca uwagę na twój biust?

- Nigdy nie słyszałam komentarzy w rodzaju: "Ty cycatka!". Mężczyźni nie mówią mi tego wprost, ale widzę, że patrzą na mój biust. Zresztą koleżankom też się to zdarza. Słyszę, że mam tak duży albo fantastyczny, że nie da się na niego nie spojrzeć. Dla mnie piersi to taka sama część ciała jak ręka czy noga. Nie robię z nich wielkiego halo, to raczej media zwracają na nie przesadną uwagę.

- Podobno zakochał się w tobie jeden z fanów?

- Zakochał to za dużo powiedziane. Młody mężczyzna wystawał pod teatrem, w którym gram i zamęczał panie portierki o telefon do mnie. Nie był natarczywy, raczej nieśmiały i zawstydzony. To było urocze, ale nie zdecydowałam się na jego propozycję.

- Jaki jest twój typ mężczyzn?

- Nie mam typów. Dla mnie facet musi mieć to coś - poczucie humoru, dystans do siebie i twardo stąpać po ziemi, bo ja mocno bujam w obłokach i czasem ktoś powinien mnie z nich ściągnąć. Nie mam kompleksów, jeśli chodzi o moją fizyczność. Mam do siebie duży dystans. Umiem z siebie zażartować. Czasem się śmieję, że zakocham się w patyczaku... Jedyne, na co zwracam uwagę, to wzrost. Czuję się pewniej przy facetach mojego wzrostu.

- Odchudzasz się?

- Kiedyś stosowałam diety cud, ale tylko przez chwilę. Staram się, zwłaszcza wiosną i latem bardziej dbać o siebie: więcej ruchu, zmiana nawyków żywieniowych. Po zimie przeprosiłam się z rowerem, chodzę na basen, siłownię.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają