Upiłem się przed koncertem (ale tylko raz)

2009-05-29 3:00

Jerzy Połomski (76 l.) dla milionów Polaków zawsze będzie kojarzył się z wielkimi hitami "Bo z dziewczynami" czy "Cała sala śpiewa z nami". Był wielką gwiazdą naszej estrady w latach 60. i 70. W latach 80. wycofał się z aktywnej działalności scenicznej. Teraz jednak szykuje wielki powrót! Specjalnie dla "Super Expressu" opowiada o swojej karierze.

"SE": - Zobaczymy pana na festiwalu TopTrendy w Sopocie. Czy oznacza to wielki powrót Jerzego Połomskiego?

- Ja byłem cały czas obecny, tylko mniej aktywny. W moim przypadku można mówić o okresie stagnacji, ale koncertowałem na żywo. Często tylko nie byłem obiektem prasy, a teraz może w związku z różnymi rocznicami jestem zapraszany. W ubiegłym roku obchodziłem swoje 50-lecie pracy. Moje pokolenie nadal trzyma się dobrze. Damy powód i dowód tego na festiwalu TopTrendy właśnie. To miłe wydarzenie, bo stulecie Opery Leśnej zdarza się raz na sto lat. Będę zadowolony z tego, że zobaczę moich kolegów i koleżanki.

- Ma pan swoich faworytów wśród młodych wykonawców?

- Powiem szczerze, że aż tak bardzo nie śledzę tego. Wstyd się przyznać, ale nie za bardzo jestem zanurzony w oglądanie telewizji. Mam swoje prywatne zainteresowania, lubię słuchać radia. Zostało mi to jeszcze z dawnych lat. Nie umiałbym powiedzieć konkretnych nazwisk, ale zauważam interesujące zjawiska młodej polskiej piosenki. Nie lubię ekstrawagancji, ponieważ siłą rzeczy jestem piosenkarzem tradycyjnym. Lubię umiar w tym, co się proponuje, ale uważam, że nie możemy stanąć w miejscu i trzeba robić także nowe rzeczy. Jednym słowem, musi być przeciwwaga. Nie mam za złe tym, którzy przesadzają, mimo że nie odpowiadają mi w pełni.

- To znaczy, że z Dodą by pan nie zaśpiewał?

- Wydaje mi się, że to by nadmiernie służyło zabawie. Między nami jest duża różnica wieku, nie dałoby to efektu ani mnie, ani pani Dodzie. Niczego nowego by to nie wniosło. Mogłoby być jedynie obrazkową ciekawostką. W końcu żyjemy w kulturze obrazkowej, często nie zwraca się uwagi na to, jaki poziom to trzyma, tylko jak wygląda. Z hukiem, z dymem, orkiestrą i baletem... piosenka odchodzi od słuchania tekstu, a idzie w stronę falowania i rytmu.

- Z Big Cycem pan jednak zaśpiewał "Bo z dziewczynami"...

- To była ich inicjatywa. Sam bym nie oferował swoich usług. Wspominam to z przyjemnością. Widocznie potrzebne było to, że wychodzi emeryt i śpiewa wśród młodzieży swój szlagier. To była obopólna korzyść. Nawet nie przypuszczałem, że to tak zwróci uwagę. Błędem by było uważanie, że chciałem sobie kupić młodzież. Uważam, że moje pokolenie popełnia błąd, jeśli chce się wkupić w łaski młodych, bo traci swoje pokolenie słuchaczy, a młodych nie kupi. Moje pokolenie powinno być już obserwatorem.

- Coraz częściej mówi się, że wiele gwiazd pije i bierze narkotyki.

- Te sprawy były mi głęboko obce. Jestem tą najstarszą linią, używki to sprawa młodszego rocznika. Moje pokolenie nie używało tego w Polsce, w tym czasie rówieśnicy na Zachodzie używali, dobiegały nas te wieści. Myśmy byli poukładani i grzeczni.

- Nigdy pan nie wypił alkoholu przed występem dla dodania sobie odwagi?

- Kiedyś dla kurażu na pierwszym festiwalu w Sopocie, w słynnej hali, która uległa spaleniu, wypiłem kieliszek koniaku za radą Sławki Przybylskiej. Ona też miała tremę i powiedziała: "Jurek, walnij sobie koniaczek, zobaczysz, stres minie". Ja z natury jestem osobą niepijącą. Jak szedłem do mikrofonu, to nie wiedziałem, czy do pierwszego, czy do drugiego mam dojść, a stał tylko jeden, więc to mnie ostrzegło. Już potem nie ryzykowałem tych spraw. Słucham organizmu i może gdyby coś mi sprawiało przyjemność, to bym zażył.

- A nigdy pan nie zażył?

- Gdzieś tam na Zachodzie przez nieuwagę. Dali mi zaciągnąć się jakimś lekkim papieroskiem, bardzo niekorzystnie odebrałem reakcję, z czego się cieszyłem, bo potem mnie nie kręciło, żeby sprawdzać swoje możliwości w tej dziedzinie.

- A co zaśpiewa pan w Sopocie?

- Przypomnę piosenkę "Bo z dziewczynami". Miło wspominam duecik z panią Tatianą Okupnik, ale tym razem będę sam.

- A kiedy ukaże się pana nowa płyta?

- Na razie to tylko zapowiedzi. Najwyraźniej te 50 lat mojego śpiewania pogłębiło stagnację. Może trochę wybrzydzam. Chciałbym, żeby to coś nowego chwyciło, zawsze dawano mi do wyboru dużo różnych piosenek. Teraz już nikt nie chce pisać i komponować, jeśli nie ma pewności, że będzie nagrane i wypuszczone na rynek. Kiedyś radio czy telewizja puszczały to, co wybieraliśmy. Mieliśmy splendor, wygodę, możliwość wyboru. Teraz są twarde warunki, szanuję tych, którzy sami potrafią skomponować sobie piosenkę i napisać tekst. Nie zawsze to jest dobre, ale świadczy o zaradności.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki