Izabelli St. James jest przykro za to, że media nazwały ją prostytutką. Sama jest sobie jednak winna, ponieważ wszystko, co działo się w rezydencji Hefnera opisała w swojej książce, w tym oczywiści seksualne upodobania playboya. Jednak "Żona Hollywood" nie widzi w swoim zachowaniu nic, co mogłoby przywoływać na myśl prostytucję. - Hef był moim boyfriendem, był moim chłopakiem. Jeżeli ktoś tego nie rozumie, to bardzo mi przykro. Rozumiem, że to jest niestandardowe, inne. Ja sama miałam z tym problem - mówi Izabella. - Czy każda dziewczyna mająca bogatego starszego chłopaka, który daje jej kieszonkowe jest prostytutką? To znaczy że połowa Los Angeles to prostytutki? - pyta zirytowana celebrytka.
Fakty są jednak niezaprzeczalne i co gorsza Izabella sama o nich napisała. Dokładnie opisała, jak Holly Madison, inna z króliczków rozgrzewała Hefnera oralnie, a później do akcji wkraczała Iza wraz z koleżankami. - W większości przypadków leżał na plecach i chciał, by go obsługiwać. Kiedy miał problemy, wracała Holly i ustami doprowadzała do kolejnej erekcji. - napisała aktorka w swojej książce. Może Izabella dała się nabrać na psychologiczną zagrywkę Hefnera, który użył eufemizmu, zamieniając słowo prostytutka na króliczek playboya. A może po prostu długi pobyt w Ameryce spowodował, że zapomniała o polskim powiedzeniu, że tylko winny się tłumaczy?
Zobacz: Żona z Hollywood zabawiała się z Hugh Hefnerem. Teraz radzi jak odnieść sukces [+18]