Violetta Villas to ikona polskiej sceny muzycznej. Mimo że zmarła niemal 13 lat temu, jej wywiady i wspomnienia o niej nadal krążą po popularnych platformach social media, takich jak Instagram i TikTok. Dzięki temu jej twórczość poznaje także dzisiejsza młodzież, która nie miała okazji usłyszeć jej na żywo. Starsze pokolenie nie zapomina o jej największych przebojach, takich jak "Przyjdzie na to czas", "Pocałunek ognia" czy "Do ciebie, mamo". Niestety, ostatnie lata życia Violetty Villas były pełne cierpienia – zmarła w tragicznych i bardzo przykrych warunkach. Mimo to, jej muzyka Villas pozostaje nieśmiertelna i dociera do nowych pokoleń.
ZOBACZ: Odwiedziliśmy dom Violetty Villas. To prawdziwa ruina! Wiemy także, co z filmem [WIDEO]
Violetta Villas w Ameryce
Pod koniec lat 60. Violetta Villas dostała wielką szansę na karierę w Ameryce. Były menadżer gwiazdy, pan Zbigniew Rabiński, wspominał artystkę w rozmowie z "Super Expressem".
To, że w 1969 roku dostała szansę występów w Las Vegas, to było jak los na loterii, nikomu innemu coś takiego się nie zdarza. Ona tam ciężko pracowała. Nie wytrzymywała tempa, wymagań i ciężkiej harówy od rana do nocy - opowiadał nam Rabiński. - Pracowała nad ruchem scenicznym, nad językiem, wymową i tekstami. Oczekiwania wobec niej były przeogromne i ona nie wytrzymała oczekiwań tych, którzy ją tam zaprosili - wspominał menedżer gwiazdy.
Violetta Villas uzależniona od alkoholu i leków
Niestety, ogromny stres spowodował, że Violetta Villas zaczęła szukać ukojenia w alkoholu.
Violetta Villas była uzależniona od używek. To nie był tylko alkohol, powiedziałbym, że używki... Bo i leki jakieś. Ja myślę, że to się zaczęło właśnie w Ameryce. Bo nie wytrzymywała tempa, a chciała stanąć na wysokości zadania - zdradził "Super Expressowi" Rabiński.
Karierę Violetty w Stanach przerwała choroba matki artystki. Po powrocie Villas do Polski alkohol towarzyszył jej przy wielu okazjach. Pan Zbigniew pamięta szczególnie jeden z koncertów w Starogardzie Gdańskim.
Powiedziała mi: "Stać pana na krowę, to stać pana i na łańcuch". Musiałem wysłać człowieka po dwie butelki koniaku. Myśmy tak smolili po kieliszeczku. Wtedy Violetta się śmiała, żartowała, opowiadała o Ameryce - wspominał menedżer diwy.
Gwiazdy nie przyszły na pogrzeb Villas. Diwa mówiła o czerwonym świetle
Violetta Villas bywała przybita, nie czuła się w Polsce akceptowana. Inni artyści zazdrościli jej sławy i świetnych zarobków w USA.
Ona ciągle powtarzała, że w Polsce ma czerwone światło. To była prawda. Dla niej nie pisano, nie komponowano, zazdrość i zawiść ludzka powodowała to, że ona była izolowana. Dowody na to były też po śmierci. Nikt ze znaczących artystów sceny polskiej nie był na jej pogrzebie. Nie było Santor, nie było Przybylskiej, Koterbskiej, Kunickiej, nie było Połomskiego - wyliczał Rabiński.