O tym, że nie ma drogocennych przedmiotów, rodzina Villas dowiedziała się po wizycie komornika. Spis rzeczy znajdujących się w posiadłości w Lewinie Kłodzkim (woj. dolnośląskie) odbył się przed miesiącem. Brakuje głównie biżuterii. Część z niej Violetta miała na sobie w chwili śmierci.
- Wyglądało to tak, że lekarz, który stwierdził zgon, wezwał prokuraturę, a prokurator rozpoczynając śledztwo przed zabraniem zwłok do Kłodzka, kazał zdjąć biżuterię z ciała Violetty Villas i oddał ją właśnie Elżbiecie Budzyńskiej za pokwitowaniem. Opiekunka miała przy sobie testament gwiazdy, w którym artystka właśnie jej zapisała cały spadek - mówi nam osoba z otoczenia zmarłej.
Teraz okazuje się, że biżuterii nie ma. - Budzyńska najpierw tłumaczyła, że zaniosła ją do rodziny, w bezpieczne miejsce, aby nikt jej nie skradł - relacjonuje nasz informator.
Kiedy syn gwiazdy Krzysztof Gospodarek (52 l.) rozpoczął proces podważający testament, cenne błyskotki miały zostać materiałem dowodowym. Sąd nakazał ich zwrot. I nagle okazało się, że zostały skradzione, a sama Budzyńska nie zjawiła się na rozprawie.
"Super Express" ustalił, że część kosztowności była prezentem od przyjaciółki Villas Marioli Pietraszek, która przygotowywała piosenkarkę do pogrzebu. - To były złote łańcuszki i bransoletki. Dokładnie cztery sztuki. Violetta dostała je ode mnie z okazji urodzin i na szczęście, gdy szła do szpitala na operację. Przykro mi, że to zginęło... - mówi nam Pietraszek.
Jak ustaliliśmy, brakuje również złotych pierścionków z drogocennymi kamieniami, naszyjników oraz kolczyków i klipsów.