Całe zajście miało miejsce w 1987 roku, kiedy zespół był u szczytu sławy. Czterej przystojni młodzieńcy śpiewali same hity. Ich przeboje jak "Bananowy song" czy "Sing, sing, sing" nuciła cała Polska. VOX wygrywał plebiscyty radiowe, telewizyjne i prasowe. Koncertował po całym świecie. W Holandii, Szwecji, RFN, na Kubie oraz na koncertach dla Polonii w USA, Kanadzie, a nawet w dalekiej Australii.
To jednak nie wystarczało ambitnemu Rynkowskiemu.
- Najbardziej dołowało mnie to, że nie nagrywaliśmy nowych płyt. Nie nagrywaliśmy, bo nie mogliśmy odnaleźć się repertuarowo. A kiedy miało decydować o tym czworo ludzi, rodziły się konflikty. I było ich coraz więcej - opowiada "Super Expressowi" Ryszard Rynkowski.
Po koncertach na stole artystów coraz częściej zaczął pojawiać się alkohol. Zamiast dyskusji o przyszłości zespołu, artyści poili się wysokoprocentowym trunkiem.
- Jedyne co nas trzymało razem, to duże pieniądze z wyjazdowych koncertów - wspomina piosenkarz. - Ale atmosfera w zespole była niedobra. Często wyrażałem swoją niechęć. Mieliśmy takie etapy kiedy człowiek wchodzi w rutynę i przestaje być ambitny. W związku z tym zaczął pojawiać się i alkohol. I w końcu przyszedł taki dzień, kiedy ten alkohol nas poróżnił - opowiada ze smutkiem w głosie piosenkarz.
Doszło do karczemnej awantury i bijatyki.
- Wróciłem nad ranem poobijany do domu, do żony, i powiedziałem, że już nie jestem w VOX-ie... Mocno mnie wtedy przytuliła. Żona zawsze była moją opoką - dodaje rozgoryczonym głosem pan Ryszard. - W końcu stało się to, co chciałem, żeby się stało. Zostałem wyrzucony.
Rynkowski postanowił jednak nie kończyć swojej przygody z piosenką. Rozpoczął solową karierę.
- Nie byłem pewien, czy ktokolwiek zechce mnie słuchać - mówi. Ale Polacy pokochali Rynkowskiego, który nagrywa przebój za przebojem i jest jednym z najpopularniejszych artystów. A VOX? Choć nadal istnieje, niewielu już o nim pamięta. A kto wie, jak potoczyłyby się losy Rynkowskiego, gdyby nie dramatyczna burda po wódce.