W czasach, w których narodził się pomysł na satyryczny program Przybory i Wasowskiego, niewiele było okazji do śmichu. Po wielobarwnej przedwojennej warszawy z jej kawiarniami, kabaretami i salonami artystycznymi, którą obaj panowie pamiętali ze swojej młodości, nie było już wówczas śladu, a pierwsze lata nowej komunistycznej rzeczywistości w niczym nie przypominały beztroskiej atmosfery międzywojnia. Właśnie wtedy literat i kompozytor, którzy już przed laty poznali się w Polski Radiu, po raz pierwszy połączyli siły. - Rok 1948, zaczynała się noc stalinowska, a ja zaczynałem beztroski teatrzyk na antenie Polskiego Radia – wspominał po latach Przybora.
Pokrewne dusze
Obaj panowie szybko znaleźli wspólny język, przede wszystkim dzięki podobnemu poczuciu humoru, choć ich znajomość nigdy nie wyszła poza sferę zawodową. Być może jednak nigdy nie zdecydowaliby się stworzyć Kabaretu Starszych Panów, gdyby nie pewien niefortunny zbieg okoliczności.
Gdy w połowie lat 50. Przybora poproszony został o stworzenie scenariusza na potrzeby telewizji, artysta długo nie mógł wpaść na żaden interesujący pomysł. Niestety zdążył już wziąć zaliczkę, którą niefrasobliwie przeznaczył na wyjazd w góry. Gdy na miejscu przypadkowo natknął się na ciekawą jego propozycji pracownicę telewizji, musiał więc błyskawicznie uruchomić całe pokłady kreatywności. Podobno jeszcze zanim zdążył zjechać na nartach z Kasprowego Wierchu, miał już gotowy plan na Kabaret Starszych Panów.
Skazani na sukces
Do współpracy przy nowym programie Przybora postanowił zaprosić właśnie Wasowskiego, z którym miał występować w roli tytułowych Starszych Panów, choć obaj panowie byli wówczas dopiero po 40-tce. Pierwszy odcinek podobno jednak wcale nie spotkał się z dużym ani uznaniem kierownictwa telewizji, ani samych autorów.
Za to ówczesny szef Teatru Telewizji Adam Hanuszkiewicz uwierzył w niego od razu, ostro sprzeciwiając się rezygnacji z projektu: „Żądam, abyście to jeszcze dwa razy puścili, a potem ludzie wam tego nie pozwolą zdjąć”. Okazało się, że miał rację – błyskotliwy humor Starszych Panów szybko przekonał do siebie widzów, ale i liczne gwiazdy, które chętnie pojawiały się tu gościnnie, m.in. Irena Kwiatkowska, Bohdan Łazuka czy Wiesław Gołas.
Pożegnanie dżentelmenów
Piosenki takie jak „Wesołe jest życie staruszka”, „Piosenka jest dobra na wszystko” czy „Bo we mnie jest seks” w wykonaniu Kaliny Jędrusik, nuciła cała Polska.
- Nastrój, jaki tam panował był niesamowity – wspominała artystka. - To było jakieś niezwykłe spotkanie, kiedy stamtąd wychodziliśmy, od razu dawał się we znaki ten nieprzyjazny, szorstki świat na zewnątrz - mówiła Jędrusik. - Zlot czarodziejów - określała z kolei atmosferę Krafftówna. Czuła to również widownia – gdy Przybora i Wasowski pojawiali się na ekranie, ulice momentalnie pustoszały. Twórczość kabaretu choć na chwilę pozwalała zapomnieć o szarzyźnie PRL-u.
Mimo ogromnego sukcesu kabaretu, duet Przybory i Wasowskiego przetrwał zaledwie 8 lat. Mówi się, że do ich pożegnania przyczynił się romans, w który żonaty wówczas Przybora wplątał się w latach 60. z Agnieszką Osiecką. Wasowski miał tego nie pochwalać, choć nienaganne maniery dżentelmenów w starym stylu, które były znakiem rozpoznawczym duetu, kazały mu taktownie milczeć. Współpracę zakończył miła w 1966 r., rzucając krótko: „Starzeję się, poszukaj sobie nowego komika”.