- W twoim życiu bardzo pracowity czas – oprócz „Klanu”, w którym regularnie można cię oglądać, coraz częściej zaczęłaś się także pojawiać na deskach teatru, z drugiej strony pracujesz intensywnie nad swoją trzecią płytą. Bliższe ci jest dzisiaj aktorstwo czy muzyka?
- Trudno powiedzieć, bo kocham i jedno i drugie. W świadomości ludzi z pewnością jestem przede wszystkim aktorką, zwłaszcza, że przed szerszą publicznością już dawno nie pokazywałam się w muzycznej odsłonie, choć tak naprawdę to właśnie muzyka zawsze była dla mnie najważniejsza. Skupiałam się na niej jednak przez długi czas z dala od publiczności. Praca nad materiałem na moją nową płytę jest już skończona, mam więc teraz więcej czasu, by bardziej rozwinąć się aktorsko, nie tylko przed kamerą, ale i w teatrze. Bardzo mnie to cieszy, bo okazało się, że coś, przed czym wcześniej długo się wzbraniałam, sprawia mi bardzo dużo satysfakcji i przyjemności.
- Od premiery twojej ostatniej płyty minęło wiele lat. Czego można się spodziewać po nowym albumie?
- Będzie bardzo osobista, bo to, co dla mnie jest najważniejsze, to fakt, że są to moje kompozycje i moje teksty. To w stu procentach muzyka, z którą się utożsamiam, mój bezpośredni przekaz do odbiorcy. A jeżeli chodzi o klimat muzyczny? Trzeba zaczekać na premierę i posłuchać!
- Niebawem będzie cię można również zobacz na planie programu „Jaka to melodia?” obok Agnieszki Kaczorowskiej i Anny Powierzy, z które związane są z „Klanem” niemal tak długo jak ty. W tym roku minie już 25 lat od emisji jego pierwszego odcinka!
- To jest kawał czasu, właściwie całe moje dorosłe życie, ale bardzo się cieszę, że tak się to potoczyło i mam nadzieję, że będzie trwać jak najdłużej. Praca na planie nadal sprawia mi dużą przyjemność, tym bardziej, że nasi scenarzyści nie przestają zaskakiwać inwencją w kreowaniu kolejnych perypetii rodziny Lubiczów, a nie jest łatwo wciąż tworzyć nowe historie przez ćwierć wieku!
- Jakie emocje towarzyszą przy okazji 25. urodzin „Klanu” osobie, która była z tą produkcją od samego początku?
- Gdy serial się zaczynał, byłam dzieckiem, więc moja świadomość różniła się wtedy mocno od aktorów, którzy wchodzili na plan pierwszego odcinka już jako dorosłe osoby. U mnie zbiegło się to w czasie z dojrzewaniem, wchodzeniem w dorosłość i wieloma ważnymi momentami w życiu, które toczyły się równolegle, więc w moim przypadku ten upływ czasu był bardzo specyficzny i patrzę na te lata na pewno inaczej, niż starsi aktorzy. Wszyscy tutaj dobrze się znamy, „Klan” stał się już stałą częścią naszego życia i chyba już czymś więcej niż pracą.
- Gdy debiutowałaś w roli Oli Lubicz jako 11-latka, nikt pewnie nie przypuszczał, jak wielkim hitem serial się stanie, przyciągając przed telewizory miliony Polaków. Jak udawało ci się wówczas, jako dziecku, odnaleźć w tej nagłej popularności?
- Na pewno podchodziłam wtedy do tego inaczej, niż podchodziłabym dzisiaj. Dzieci inaczej postrzegają rzeczywistość, inaczej radzą też sobie z emocjami. Nie mają jeszcze wykształconych mechanizmów, które pomagają sobie radzić w takich sytuacjach. Na pewno dużo mnie to kosztowało, ale jednocześnie bardzo wiele dało. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że udało mi się zachować w tym wszystkim balans, i wzięłam z tego wszystko to, co miałam wziąć. Ciężko jest mi sobie wyobrazić, jakby moje życie wyglądało, gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Nigdy nie miałam okazji skosztować życia nastolatki, która może się cieszyć anonimowością.
- Brakowało ci czasami, tego zwykłego życia, którzy mieli twoi nastoletni rówieśnicy?
- Oczywiście. To nie jest tak, że osoby związane z branżą artystyczną, różnią się w obieraniu czy odczuwaniu rzeczywistości, na pewno też nie są bardziej odporne na różne trudne sytuacje. Jasne, że pewnych mechanizmów można się nauczyć, jednak artyści czują to samo, co wszyscy inni, a może więcej, ponieważ nasza praca wymaga od nas dużej wrażliwości. Dla dziecka, jakim byłam, gdy stanęłam po raz pierwszy przed kamerą, to jednak bardzo dużo.
- Czy myślisz, że dziś tak młodym osobom wchodzącym do świata show-biznesu jest jeszcze trudniej, niż wówczas tobie?
- Na pewno! Nie było wtedy mediów społecznościowych czy portali plotkarskich, dzięki którym dziś hejt potrafi do człowieka dotrzeć znacznie szybciej. To właściwie kwestia jednego przycisku w telefonie. Pod koniec lat 90. to wyglądało inaczej. Osoby publiczne nie były pod takim obstrzałem mediów, ani chyba nie było aż tak dużego zapotrzebowania na informacje z ich życia prywatnego. Z perspektywy młodej, wrażliwej osoby, która potrzebuje akceptacji, takie wystawianie na ciągłą, często krytyczną ocenę, jest bardzo trudne. Zwłaszcza, gdy zdarzy się jakiś błąd czy potknięcie, a przecież w życiu nie da się ich uniknąć.
- 25 lat w show-biznesie uodporniło cię na takiej sytuacje?
- Oczywiście, że nie. Wciąż jestem tą samą osobą, a moje serce jest tak samo wrażliwe. Jasne, że trzeba mieć na sobie pewien pancerz ochronny, by nie odsłaniać się z najgłębszymi i najbardziej intymnymi uczuciami pierwszej napotkanej osobie, ale nierozstawanie się z nim też nie jest dobre. Można się do niego tak przyzwyczaić, że z czasem traci się kontakt z osobą, która jest w środku. Emocje są po to, aby je przeżywać. Kumulowanie ich bądź udawanie, że ich nie ma, nie prowadzi do niczego dobrego. Nie zmienia to jednak faktu, że zmasowany hejt w sieci, który jest coraz częstszym zjawiskiem, jest niszczący i należy zacząć z nim skutecznie walczyć.