Waldemar Dąbrowski: Dwa lata staraliśmy się o ten spektakl

2012-03-26 4:00

We wtorek i w środę w warszawskim Teatrze Wielkim - Operze Narodowej wystąpi Teatr Maryjski z Sankt Petersburga. Najsłynniejszy teatr rosyjski przywozi operę "Wojna i pokój". Biletów na jedynie dwa spektakle nie ma już od czerwca ub.r. O niezwykłym artystycznym i historycznym wydarzeniu, o najbardziej pożądanym dyrygencie świata Walerym Gergiewie (59 l.) opowiada Waldemar Dąbrowski (61 l.), dyrektor Teatru Wielkiego - Opery Narodowej i przyjaciel Gergiewa.

"SE": - W Internecie są ogłoszenia: "Kupię bilet na ťWojnę i pokójŤ", ale takiego, że ktoś chce sprzedać bilet, ze świecą szukać. Dlaczego więc tylko dwa spektakle?!

Waldemar Dąbrowski: - Aż dwa! A właściwie trzy, bo jest jeszcze próba generalna, którą, co nie zawsze czynimy, udostępniliśmy widzom... To skomplikowane przedsięwzięcie, organizacyjnie i technicznie, występuje kilkuset artystów. Także niezwykle kosztowne, bez wsparcia sponsorów z budżetu opery nie wystarczyłoby pieniędzy.

- A ja myślałam, że to napięty kalendarz petersburskiego teatru...

- Ależ oczywiście! Terminy Gergiewa i teatru zajęte są na wiele lat do przodu. Od naszych pierwszych rozmów o "Wojnie i pokoju" minęły dwa lata…

- A jak udało się namówić Gergiewa?

- Z Walerym przyjaźnimy się od kilkunastu lat… Kiedy po raz drugi zostałem dyrektorem Opery, zadzwoniłem do niego: "Walery, potrzebuję cię!". Już w kilka tygodni po tej rozmowie poprowadził u nas "Damę pikową".

I mimo że on dyryguje 360 dni w roku; że jest najbardziej pożądanym dyrygentem świata, nasza współpraca owocuje przynajmniej jednym, a czasem i kilkoma jego wieczorami w naszych kolejnych sezonach. Ale także gdy on przeżył dramat, bo spaliły się magazyny z dekoracjami Teatru Maryjskiego, natychmiast wyciągnąłem do niego rękę. Kiedy usłyszałem, że z dymem poszła mu cała "Madama Butterfly" powiedziałem: "Mamy najpiękniejszą ťMadame…Ť na świecie! Jeśli masz wątpliwości, zadzwoń do Placido Domingo".

Wziął całą naszą produkcję w reżyserii Mariusza Trelińskiego, co wkrótce zaowocowało ich dalszą współpracą... Mariusz zrealizował w Maryjskim "Jolantę" Czajkowskiego, "Aleko" Rachmaninowa i "Króla Rogera" Szymanowskiego.

- Co niezwykłego jest w tym spektaklu, w "Wojnie i pokoju", poza tym, że pracuje przy nim 450 artystów?

- Wymieniać, że to 450 osób na scenie, że 1200 kostiumów? Nie, to byłoby za proste! To jest historyczna wizyta, pierwszy raz przyjeżdża najsłynniejszy teatr rosyjski. Do 1917 roku była to absolutnie scena nr 1 w Rosji. Tam odbywały się wielkie prapremiery "Oniegina", "Borysa Godunowa", "Damy pikowej", wielu najsłynniejszych baletów, a także prawykonania dzieł rosyjskiej symfoniki... Od dwudziestu kilku lat znowu jest to najważniejsza scena Rosji. "Wojna i pokój" jest operą nadzwyczajną, sumą niezwykłych dokonań kultury rosyjskiej. Niebywałe są w niej jakości artystyczne, łączące nazwiska Tołstoja i Prokofiewa, do których znakomicie przystaje nazwisko Gergiewa.

- Podobno Gergiew jest przyjacielem samego prezydenta Putina?!

- Mają dobre relacje od czasu, gdy obecny prezydent Rosji był jeszcze wicemerem St. Petersburga…

- A pan z Walerym? Obydwaj zapracowani, widujecie się od czasu do czasu?

- Zapraszamy się na premiery, na urodziny. Czasem zdarza się nam usiąść obok siebie przypadkiem w samolocie... Gergiew to nadzwyczaj ciekawy człowiek… Jest Osetyńcem i zawsze mnie fascynuje, jak potężna jest u niego siła tradycji kaukaskiej. Na przykład gdy siadamy do stołu w jego luksusowym apartamencie w Petersburgu. Jest nas ponad 20 osób, i kto tym wszystkim zarządza? Mama Walerego! On, który dzień wcześniej prowadził orkiestrę w Londynie, czeka na moment, aż mama da znak, że można jeść, rozmawiać. On, największy mag dyrygentury, przy stole stery oddaje w ręce matki…

Cieszę się, że publiczność polska będzie miała okazję spotkać się z tak wybitną formacją artystyczną, jaką jest Teatr Maryjski z Sankt Petersburga!

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają