Najstarsza córka Grzegorza Ciechowskiego nie została uwzględniona w testamencie. Weronika, która mieszka w Stanach Zjednoczonych z drugim mężem, niedawno została mamą po raz drugi. W rozmowie z "Wprost" przyznała, że zdecydowała się na walkę przed sądem o część majątku po zmarłym w grudniu 2001 roku tacie.
- Pierwsza rozprawa odbyła się dawno, chwilę po tym, jak skończyłam 18 lat. Po śmierci mojego ojca moja mama Małgorzata Potocka wniosła sprawę o tzw. zachowek, ale długo ją odraczano. Zakładam, że dlatego, że Anna Skrobiszewska, czyli ostatnia żona mojego ojca, wolała się sądzić ze mną i czekała, aż będę pełnoletnia. Sądzę, że wiedziała, że ze mną pójdzie dużo łatwiej, ale też nie chciała pod żadnym pozorem, żeby to moja mama otrzymała te pieniądze - mówi Ciechowska.
Co ciekawe Weronika traktowała żonę swojego taty jak drugą mamę. - Kiedy dotarło do mnie, że będę musiała sądzić się z Anną, było to dla mnie naprawdę trudne. Byłyśmy w relacjach matka-córka, więc było to dla mnie coś niewyobrażalnego. Myślałam tylko o tym, żeby podpisać ugodę i móc wyjść z sądu, dlatego - dodała.
Wdowa po Ciechowskim zapłaciła jej 40 tysięcy zł
- Kiedy Anna zapytała mnie, czy zamiast 50 tysięcy może wypłacić mi 40 tysięcy w ratach, to bez wahania się zgodziłam. Musiałam podpisać ugodę, ale jako 18-letniej dziewczynie nie przyszło mi do głowy, że tym samym rezygnuję ze wszystkich praw do dziedzictwa mojego taty - wyjawiła.
Córka Ciechowskiego szczerze o zdradzie ojca i jego pogrzebie
Sytuacja zmieniła się, gdy Małgorzata Potocka wydała książkę pt. "Obywatel i Małgorzata". Nie spodobała się ona Annie Skrobiszewskiej, która postanowiła zerwać kontakt z Weroniką. - Konsekwencją tej książki było zerwanie ze mną kontaktów, a co najgorsze — odcięcie mnie od mojego rodzeństwa, z którym zawsze miałam świetne relacje. Mimo to przez lata walczyłam o naprawienie relacji, odbudowanie jej, ale to wszystko było jak walenie głową w mur. W pewnym momencie dotarło do mnie, że to dwie strony powinny chcieć - wyznała córka Grzegorza Ciechowskiego.
Testament Grzegorza Ciechowskiego
Wokalista Republiki tuż przed pójściem do szpitala, gdzie zmarł, napisał testament. Niestety nie uwzględnił tam wszystkich swoich dzieci. - Warto też wspomnieć, że są świadkowie, dla których było oczywiste, że mimo że ojciec w testamencie napisanym kilka godzin przed operacją jedyną spadkobierczynią mianuje Annę, to jestem brana pod uwagę. Wówczas było to oczywiste, bo miałyśmy doskonałe stosunki. Poza tym nikt z nas nie brał pod uwagę, że ojcu może się coś stać. - Wszyscy świadkowie ufali Annie Skrobiszewskiej i byli przekonani, że jeśli operacja się nie uda, to Anna zadba o mnie i nie zapomni, i nie postąpi tak, jak postąpiła. W końcu znała mnie od dziecka i traktowała jak swoją córkę. Dlatego wiem, że zarówno mój ojciec, jak i wszyscy świadkowie mieli do niej pełne zaufanie. Ale, jak widać, to idealny przykład tego, że w zależności od życiowych sytuacji wszystko się może zmienić i trzeba się zabezpieczyć. Niestety mój tata tego nie zrobił, nie przewidział takiej sytuacji. Nikt jej nie przewidział - zakończyła Weronika Ciechowska.