Skromnie ubrana, nieuczesana i nieumalowana. Z martwym spojrzeniem, bez emocji. Ulicami warszawskiej Saskiej Kępy ze skromnymi zakupami idzie kobieta, która w latach 70. ubiegłego wieku była obiektem westchnień niemal każdego mężczyzny i idolką rzeszy fanów.
- Trudno mi powiedzieć, dlaczego wybrała takie życie - mówi nam Maria Szabłowska (69 l.), dziennikarka radiowa, która przyjaźniła się z Dmoch.
Piosenkarka przeżyła załamanie po śmierci byłego męża Janusza Kruka (?46 l.), muzyka 2 plus 1. Później odeszła jej matka, którą się opiekowała. Zupełnie wycofała się z życia publicznego, zerwała kontakt ze znajomymi. Miała depresję.
W 1998 roku Dmoch na chwilę wróciła na scenę. Wystąpiła na wielkim koncercie na zakończenie lata. - Udało nam się z Krzysztofem Szewczykiem ją do tego namówić. Wydawało się, że naprawdę wróciła na scenę. Była zadowolona z koncertu, bo fani przyjęli ją niezwykle ciepło - wspomina Szabłowska. - Gdyby wtedy zdecydowała się zostać na scenie, miała szansę na wielki powrót, była w świetniej formie. Jednak powiedziała, że nie chce, że ma już dosyć. Myślę, że ona nie chciała być i już nie chce być tą znaną osobą - dodaje dziennikarka.
- Ona nie chce niczyjej pomocy, zamknęła się we własnym świecie i nikogo do niego nie wpuszcza. Odbiera co jakiś czas niewielkie tantiemy. Żyje w odosobnieniu na własne życzenie. Słyszałem, że opiekuje się nią i pomaga jej jakaś wierna fanka - mówi nam jeden ze starych znajomych Dmoch.
Zobacz: Elżbieta Dmoch wyszła z depresji. Wielka piosenkarka pokonała ciężką chorobę