Mandaryna była drugą w kolejności spośród pięciu żon Wiśniewskiego. Przyznaje, że rozwód z muzykiem trwał zaledwie 10 minut. Problemy jej zdaniem zaczęły się jednak w kwestii alimentów. Michał miał płacić 5000 zł na dzieci.
– Alimenty to była ciężka sprawa. Panowie lubią migać się od płacenia na dzieci. Miałam z tym duże problemy, bo jak mój mąż wykazywał jakąkolwiek dobrą wolę i przesyłał 200 zł, to nie mogłam za bardzo nic z tym zrobić... Sąd powiedział, że to jego dobra wola, a skoro nie ma nic na siebie, to jest biednym człowiekiem. Ja mam się zadowolić, że raz na miesiąc przelewa mi na konto 200 czy 300 zł na dwójkę dzieci – opowiadała Mandaryna podczas konferencji.
– Potem złożył pozew do sądu o obniżenie alimentów, bo chciał mieć na piśmie, że będą niższe. I udało mu się to osiągnąć. Trafiłam też na straszną sędzinę. Na końcu byłam tak zła, że powiedziałam, iż jego buty są więcej warte niż to, co chce obciąć dzieciom – dodała Marta.
Teraz wszyscy mają poprawne relacje, jednak czasu nie da się cofnąć.
– W mediach opowiadał, że nie daję mu dzieci, ale tak naprawdę sam o nich zapomniał. Przypomniał sobie o nich, jak były na tyle dorosłe, że nie trzeba ich wychowywać i teraz jest najlepszym kumplem. Teraz te stosunki są dobre, ale z przykrością patrzę w przeszłość – podsumowała.
Michał poproszony o komentarz, stwierdził, że jak zapozna się z nagraniami ze spotkania, ustosunkuje się do tej kwestii.