Wódka nie musi być smaczna

2008-09-26 6:00

Znany tekściarz Jacek Cygan (58 l.) zdradza dla czego pije się alkohol na festiwalach muzycznych.

Jacek Cygan stawia słowa tak pięknie, że aż przechodzą dreszcze, ale potrafi też wspaniale opowiadać. Rozmowa z nim to wielka przyjemność, a jeden jego uśmiech potrafi zniewolić kelnerkę na kilka godzin.

- Wyszedł pan przed chwilą z ZAIKS-u. Załatwmy to na początku. Da się wyżyć w Polsce z pisania piosenek?

- Gdybym dzisiaj zaczynał, to pewnie by się nie dało.

- Dlaczego?

- Stacje radiowe grają teraz głównie po angielsku, w telewizjach piosenek prawie nie ma. Wylansowanie dziś jakiegoś przeboju to wielka sztuka.

- Panu jest łatwiej?

- Zaczynałem lata temu i mam wiele przebojów, które są ciągle grane. Cieszę się, bo mogę powiedzieć, że moje piosenki są ciągle młode.

- Który przebój zarobił dla pana najwięcej?

- Nie mam takiego rozeznania, ale na pewno w czołówce są piosenki napisane z Sewerynem Krajewskim: "Baw mnie" i "Przemija uroda w nas" oraz przeboje z repertuaru Ryszarda Rynkowskiego, m.in. "Wypijmy za błędy".

- A nie jest błędem brak pana w polsatowskiej "Fabryce gwiazd", w programie, gdzie gwiazdy oceniają innych?

- Byłem już w "Idolu" i wspominam go z wielkim sentymentem, ale nie wchodzi się drugi raz do tej samej rzeki. Gdy siedziałem wtedy w jury, nie marzyłem nawet, że zdarzy mi się to, co przytrafiło mi się w zeszłą środę: czytałem swoje wiersze na wieczorze autorskim we Florencji. Miałem włoskiego aktora, byli włoscy poeci, którzy mnie zaprosili, a profesorowie polonistyki we Włoszech bili mi brawo. I wszyscy oni mówili mi: complimenti!

- Co pan z tego ma?

- Wielką satysfakcję. Mówię ludziom: z tej strony mnie nie znacie. Teraz jeżdżę na wieczory autorskie do domów kultury i czytam ludziom wiersze.

- Chce się panu?

- Uwielbiam to. Kiedyś w San Diego, w Kalifornii, podczas kameralnego spotkania z polonijną publicznością nagle podnosi się pani z trzeciego rzędu i pyta: "Czy korzystając z tego, że autor jest żyjący, mógłby pan przeczytać jeden ze swoich wierszy?". Wyciągnęła z torebki mój tomik, mówi, że strona dziewiąta. Czy to nie jest piękne? Na końcu świata spotykam kobietę, która prosi o swój ulubiony wiersz, w dodatku mojego autorstwa.

- Pana piosenki też pokonują granice. Jakie to jest uczucie?

- Wspaniałe. Pamiętam, byłem we Lwowie z Leopoldem Kozłowskim, ostatnim klezmerem Galicji, o którym piszę książkę. Siedzieliśmy przy stoliku w Kawiarni Wiedeńskiej, gdy nagle orkiestra zaczęła grać "Dumkę na dwa serca". Ludzie poderwali się i zaczęli tańczyć. Mój przyjaciel przywołał kelnera i pyta: "Pan wie, kto napisał tę piosenkę? Ten pan, co tu siedzi". Po chwili pojawił się szampan i kwiaty od kierownika restauracji. To niezwykłe uczucie, gdy piosenka żyje w miejscu, gdzie autor się tego nie spodziewa...

- Zawsze jest tak miło?

- Pisanie to praca na konkretny termin i dlatego towarzyszy jej stres. Jest druga w nocy, żona idzie spać, a ja biorę się wtedy do roboty.

- A nie można było wcześniej tej piosenki napisać?

- (śmiech). Myśli pan, że nie chciałem. Można chodzić miesiące i nic.

- Kilkoro piosenkarzy zawdzięcza panu artystyczne życie. Ryszard Rynkowski miał powiedzieć, że jeżeli wam się nie uda zrobić przebojowej płyty, to zostaje nauczycielem. Wyobraża pan sobie taką sytuację?

- Wyobrażam. Ryszard jest człowiekiem, który dotrzymuje słowa.

- Czego mógłby uczyć?

- Muzyki. Dałby sobie radę, ale na szczęście nie musiał. Trzymałem go wtedy w niepewności trzy miesiące. Dopytywał. "Rysiu! Myślę" - odpowiadałem. Uwierzyłem w siłę powstającej piosenki, gdy wymyśliłem wers: "Czego może chcieć od życia taki gość jak ja". To był klucz do jego nowego artystycznego wcielenia.

- "Sporo razem przeszliśmy" - powiedział pan kiedyś o przyjaźni z Ryszardem Rynkowskim. Co ma pan na myśli?

- Przeszedłem z nim ten dramat, gdy umarła mu żona. Potem też nie było łatwo, gdy samotnie wychowywał Martę, swoją córkę, nawiasem mówiąc wyrosła na wspaniałą osobę. Teraz Ryszard ma nową żonę, czekają na narodziny dziecka. Możemy nie dzwonić do siebie przez kilka tygodni, ale czujemy swoją obecność.

- A czy ta przyjaźń do pana wraca?

- Cały czas. Gdy człowiekowi jest źle, wystarczy pomyśleć o przyjacielu i robi się weselej na duszy. "Pod dach przyjaciół się schowaj" - jak piszę w jednej z naszych piosenek. Trzeba mieć takich ludzi. Rozmawiamy szczerze i dlatego powiem panu o sytuacji, którą zapamiętałem na całe życie. Gdy umarł mi ojciec, to Ryszard w tylko sobie wiadomy sposób mnie przytulił. Bardzo mi wtedy pomógł.

- Najmilsze wspomnienie?

- Podczas pracy nad płytą "Dary losu" przefaksowałem mu mój tekst tej piosenki. Po chwili dzwoni Ryszard zadowolony i mówi: "Chyba za chwilę przyjadę i pocałuję cię z wdzięczności w d..." (śmiech). To był największy komplement, jaki usłyszałem w życiu.

- Dużo pan pije?

- Po tym, jak napisałem "Wypijmy za błędy" pojawiła się opinia, że ja tylko balowanie mam w głowie. Odpowiadam, że napisałem też "całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę".

- Mówi się, że tekściarze za kołnierz nie wylewają: Agnieszka Osiecka piła, Jonasz Kofta pił...

- Z Agnieszką piłem wino, ale zawsze piła normalnie, nigdy nie widziałem, żeby wypiła go za dużo. A poza tym Agnieszka była zawsze wielką damą. Jonasza znałem mniej. Może 2-3 noce w Opolu, a wtedy piło się tam do rana. To były wódki, które pomagały w rozmowie, które kruszyły mury. Wtedy piło się wyłącznie wódkę, która w dodatku była dobra.

- Teraz panu już nie smakuje?

- Wódka nie jest od tego, żeby smakowała, ale teraz częściej piję czerwone wino.

- A co pije się teraz na opolskim festiwalu?

- Gdy byłem tam ostatnio, to w nocy, po koncercie, festiwalowa restauracja była zamknięta. Zawołaliśmy kierownika i pytamy: "Ile pan ma szampana"? "Chyba ze 14" - odpowiada. "To proszę wszystkie otworzyć". Nie mogliśmy jednak się napić, bo kelnerka była na dyskotece. Czasy się zmieniły.

- Jest panu do twarzy z tymi zmianami?

- Polski show-biznes stał się takim wielkim supermarketem, a ja za takimi sklepami nie przepadam.

- Co ma pan na myśli?

- Zatraca się kryteria artystyczne i uważa się, że wszystko jest na sprzedaż. Dawniej, gdy ceniony artysta nagrał nową piosenkę, można było jej posłuchać w radiu, zobaczyć w telewizji. Teraz tak nie jest. Powiem z goryczą, że znana jest sprawa Czesława Niemena, który ze swoją ostatnią płytą chodził od stacji radiowej do stacji i nikt nie chciał tego puszczać. Mówili mu, że to za trudne. Jak się wtedy czuł? Jak się czujemy z tym dzisiaj, kiedy już go nie ma?

- A podoba się panu Feel, nowa gwiazda polskiej estrady?

- Chłopak jest bardzo fajny. Ma osobowość i w dodatku trafił w lukę. Potrzebny był taki zwyczajny facet z bloku, ciepły, podobający się dziewczynom. A w dodatku ma coś ciekawego ludziom do powiedzenia...

-... ale mówi się, że piosenki Feela są banalne. Dlaczego w takim razie takie przeciętne teksty odnoszą wielki sukces?

- Nie są banalne, są normalne, to znaczy proste. Muszą być takie, by trafić do szerokiej publiczności. Jeżeli ludzie pokochają artystę, to są dla niego bardzo wyrozumiali, biorą go z całym dobrodziejstwem inwentarza.

- A pan lubi śpiewać?

- Bardzo. Gdy napiszę piosenkę, to sadzam artystę na kanapie i proszę, żeby posłuchał mojego wykonania. "No dobra, śpiewaj, niech już to mam za sobą" - żartują sobie wtedy ze mnie. Gdy spotykamy się z Jurkiem Filarem z Naszej Basi Kochanej, to śpiewamy sobie te wszystkie nasze stare piosenki.

- Jeszcze Nina Terentiew gotowa zaprosić pana do "Jak Oni śpiewają"...

- Nie mógłbym się zgodzić. Przyjaźnimy się z Elą Zapendowską i gdyby przyszło jej oceniać moje śpiewanie, to postawiłbym ją w bardzo trudnej sytuacji. Nie chciałbym tego, za bardzo ją lubię. Elu! Nie zrobię ci tego!

Jacek Cygan (58 I.)

Autor tekstów piosenek, poeta, scenarzysta, juror, organizator festiwali muzycznych. Urodził się w Sosnowcu, absolwent Wydziału Cybernetyki WAT w Warszawie. Współpracuje z najlepszymi kompozytorami i wokalistami polskiej muzyki rozrywkowej. Jego największe przeboje to m.in.: "To nie ja!"(Edyta Górniak), "Jaka róża, taki cierń" (Edyta Geppert), "Dary losu" (Ryszard Rynkowski), "Dumka na dwa serca" (Edyta Górniak i Mieczysław Szcześniak), "Łatwopalni" (Maryla Rodowicz). Pisze wiersze. Gra w tenisa. Zodiakalny Rak. Żona Ewa.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają