- Dlaczego w tym roku zbieracie dla starszych osób? Czy m.in. dlatego, że i pan jest z każdym dniem starszy?
Jerzy Owsiak: - Nie, energii we mnie jest bardzo dużo. Impulsem nie był mój wiek, który zbliża mnie do polskiej granicy wieku emerytalnego. Pretekstem była trzecia dekada naszego grania, którą chcieliśmy rozpocząć inną grupą odbiorców...
Kiedy zaczynaliśmy, starsi byli z nami, często wrzucali ostatni wdowi grosz. Nadal są. Chcieliśmy, aby poczuli, że ktoś o nich myśli. Pretekstem były m.in. e-maile, zdanie gdzieś przeczytane krytykujące fundację: "Łatwo jest zbierać na dzieci". Tak?! W ogóle nie jest łatwo zbierać pieniądze. Tym bardziej przekonało nas to, żeby rozszerzyć naszą działalność.
Pretekstem był zatrważający stan polskiej geriatrii, 750 łóżek, kiedy Belgia ma ich 17,5 tysiąca. Pretekstem były badania, które zrobiliśmy kilka miesięcy temu. 92 procent ludzi powiedziało: "zdecydowanie tak", 6 proc. "chyba tak", 2 "nie". To ci, co mają cudowny lek i wiarę, że będą żyć do końca świata i jeden dzień dłużej. I to też dodało nam takiego speedu, żeby przekonać nawet te 2 procent.
- Wielu myśli, że robi pan wspaniałą robotę za ministra, za ludzi z NFZ, którzy mają to i tamto wpisane w umowie. Co pan na to?
- Nie popadam w te dylematy, bo chyba bym zwariował. Nie można mieć pretensji do wszystkich. 15 lat temu te dylematy skróciłem do myślenia: "Nie ma o co bić piany, trzeba robić". Od pytania: "Dlaczego mam kogoś wspierać, przecież płacę podatki" nic nie przybędzie. Moglibyśmy każdy finał zaczynać od krytyki, ale po co. Cieszymy się, że ludzie nie kojarzą nas z krytykanctwem, a ze świętem świeckim, w którym ludzie są razem, działają, cieszą się, bawią...
- I nie ma pan czasem dość?
- Nie. To jest praca, za którą nie pobieram wynagrodzenia, którą lubię, pasja, która daje mi satysfakcję i która pozwala mi przełamać momenty goryczy. Bo one są. Na przykład gdy rodzice szukają szpitala w Niemczech, choć u nas kardiochirurgia dziecięca stoi na najwyższym poziomie. Można by było dokładnie tę samą operację z powodzeniem przeprowadzić u nas, ale chodzi o czas. Boli, gdy stoi niewykorzystany sprzęt z najwyższej półki, bo system źle działa, bo skończył się limit przyjęć. Darcie szat, narzekanie i obserwowanie, jak Polacy sami dyskredytują siebie. To powoduje gorycz. Wtedy jestem zły na ten kraj. Ale gdy jadę za granicę, to zaraz jestem 130-procentowym patriotą. Opowiadam tam ludziom o wspaniałym kraju. Takim, jakim chciałbym go widzieć.
- Jest pan, jak każdy, starszy i starszy. Może kiedyś zabraknie sił... Co wtedy? Szykuje pan zastępstwo?
- To nie są standardy Kim Ir Sena, że oto mamy tu już naznaczonych ludzi. Oczywiście, jesteśmy realistami i zdajemy sobie sprawę, że normalne będzie odstąpienie któregoś dnia od tak intensywnego uczestniczenia. Nie jestem kolesiem z pogranicza fantasy, który wierzy, że jest w tych 2 procentach robocopów. Ale nie jestem też gwiazdą estrady, gdzie bez lidera zespół może się rozpaść.
Nie ma Alfreda Nobla, ale jest fundacja i co roku przyznawane są nagrody. Przez 21 lat stworzyliśmy system, który działa... Fundacja, Orkiestra ze swoimi ideałami będą grały dłużej, niż to przepowiadają Majowie.