Pani Zofia nie lubiła się nad sobą użalać. Pamiętam jak spotkałyśmy się w grudniu ubiegłego roku na Wigilii w Domu Aktora Weterana w Skolimowie. Była po pierwszej operacji. Gdy zapytałam jak się czuje, odpowiedziała: "Jest lepiej, nie wybieram się jeszcze na tamten świat". I choć na jej twarzy malował się grymas i poruszała się o kuli, jak zwykle wyglądała perfekcyjnie. Znana była bowiem z tego, że zawsze miała idealną fryzurę i doskonały makijaż. Uważała, że to wizytówka każdej kobiety. Gdy fotograf chciał zrobić jej zdjęcie, oddała mi laskę, nie chciała by ktoś widział, że coś jej dolega.
Odbyłyśmy wiele rozmów. Nie było dla niej tematów tabu. Zabierała głos w kontrowersyjnych tematach - molestowanie, homoseksualizm, śmierć. Najchętniej jednak opowiadała o swoim ukochanym Dżekim. To właśnie zwierzęta kochała najbardziej na świecie. Pamiętam jak rozpaczała po stracie ukochanego pupila. Na szczęście pustkę w jej sercu szybko wypełnił kolejny piesek, Zenek. Dzięki niemu odzyskała chęci do życia.
Do końca swoich dni była aktywna, grała w "Świecie według Kiepskich", a po Warszawie poruszała się swoim czerwonym autem. Ceniłam w niej bezpośredniość i szczerość. Lubiła sobie poprzeklinać, co zresztą brzmiało uroczo w jej ustach. Wielokrotnie się o tym przekonałam gdy zadzwoniłam do Pani Zosi przed godziną jedenastą. "Monika, k...wa zadzwoń później, jeszcze śpię" – mówiła.
Umarła tydzień temu. Na swoich warunkach. Pani Zosiu, dziękujemy za wszystko. I tęsknimy.