- Opowiem wam moją czarną historię. Mój syn Tadeusz urodził się szczęśliwie w Madrycie w 1982 roku. W 1983 roku byłam bardzo szczęśliwa. Byłam w ciąży z córeczką Anną Wandą. Ciąża była trudna, zagrożona. Martwiłam się ogromnie, a mój mąż Volkhart podtrzymywał mnie na duchu. Ciążę prowadził młody ginekolog... - zaczyna swoją opowieść Gessler. "Na początku 6. miesiąca z powodu dodatkowych skurczów, gdy byłam z moim małym ma zakupach, odeszły mi wody. Przewieziono mnie do najlepszego szpitala. Zaczął się proces ratowania dziewczynki: kobiecie w takiej sytuacji grozi zakażenie krwi i śmierć... Życie dziecka podtrzymywano tygodniami... Codziennie czułam, jak się ruszała, jak się tuliła we mnie... Umierałam ze strachu. Myślałam, że osierocę rocznego Tadeusza. W Hiszpanii w tym czasie zawsze ratowało się życie dziecka, nie matki. To chrześcijański priorytet!!! Ania chciała wyjść na świat, nie można było zatrzymać dłużej skurczów... Kiedy się urodziła, krzyknęła. Moja nadzieja odżyła, ale szpital nie był przygotowany na poród wcześniaków: miała niewykształcone płuca... Mój mąż, mimo mojej gorącej prośby, aby sam nie wiózł tak maleńkiej niewykształconej istoty, dostał Anię w inkubatorze i wiózł ją przez zakorkowany Madryt dwie godziny, cierpiąc i patrząc na maleńką wymarzoną córeczkę... Ania zmarła dwa tygodnie potem. Ja cudem przeżyłam 1984 rok. Mój mąż się załamał. Stres spowodował dalszy rozwój jego choroby nowotworowej. Zmarł w moje urodziny - 10 lipca 1987 roku. To cud, że jestem z wami. Odejście Ani i męża mocno zaważyło na życiu mojego syna i moim." - pisze Gessler.
Teraz - podobnie jak tysiące innych kobiet - Gessler sprzeciwia się ustawie całkowicie zakazującej aborcji.