Małgorzata Walewska nazywana jest "pierwszą damą polskiej opery". Występowała na deskach teatrów operowych na terenie całej Europy oraz w Stanach Zjednoczonych, a za swoje zasługi dla polskiego świata sztuki otrzymała Złoty Medal "Zasłużony Kulturze Gloria Artis". Popularność przyniosły jej nie tylko znakomite występy operowe, ale także rola jurorki w programie "Twoja Twarz Brzmi Znajomo".
18 maja światło dzienne ujrzała książka "Małgorzata Walewska. Moja twarz brzmi znajomo", która opowiada o kulisach jej kariery. Rozmowę z Małgorzatą Walewską przeprowadziła Agata Ubysz. Ostatnio śpiewaczka operowa gościła w "Dzień Dobry TVN", gdzie opowiedziała pewne nieznane dotąd fakty ze swojego życia.
Małgorzata Walewska o chorobie
Małgorzata Walewska od zawsze dba o prywatność swoją i najbliższych. Na łamach książki "Małgorzata Walewska. Moja twarz brzmi znajomo" po raz pierwszy opowiedziała o pewnych szczegółach, których nigdy wcześniej nie zdradziła w mediach.
- Muszę wam się przyznać, że jak leżałam za kulisami i myślałam, że to jest to ostatnie przedstawienie jakie zaśpiewam w życiu to przeszła mi przez głowę taka myśl, że to jest zupełnie niezgodne z librettem żeby umrzeć w Carmen w pierwszym akcie - wspominała.
Małgorzata Walewska miała poważne problemy zdrowotne, o czym wiedzieli tylko jej bliscy. Została wprowadzona na scenę przez managera, a pod ubraniem artystki znajdował się wenflon. Lekarze przez długi czas nie potrafili jej pomóc...
- Cztery lata szukano co mi jest, jak się okazało to wtedy przeszliśmy do leczenia. Cztery miesiące trwało leczenie - opowiadała. - Muszę państwu powiedzieć, że borelioza ma wiele oblicz. Mnie się rzuciło na serce, konkretnie na system przewodzenia. Dzięki temu, że serce miałam zdrowe, to udało mi się z tego wyjść.
Polecany artykuł:
Jurorka "TTBZ" przyznała także, że praca jest jednocześnie jej pasją. Nie chce przerywać występów, gdyż kocha to, co robi. Jak opowiadała Małgorzata Walewska, nawet tuż przed porodem miała występować na jednym z koncertów, wtedy jednak odwołała swój występ. Jej przerwa związana z narodzinami córki trwała zaledwie dwa miesiące.
- Ja pamiętam, że jeszcze w grudniu (Alicja urodziła się 20 stycznia) miałam śpiewać koncert w Zabrzu z Placidem Domingiem. Oglądałam ten koncert w telewizji, nogami do góry, i sobie myślałam: "dobra to jednak była decyzja, że nie śpiewam, bo mógłby Domingo przyjmować poród".