- Kogo pani gra we "Wszystko przed nami"?
- Basię, żonę i matkę, która całe swoje życie podporządkowała rodzinie. Ona i jej mąż są zadowoleni z życia we Włoszech. Wszystko się układa, tak jak powinno. Jednak pewnego popołudnia życie wywraca im się do góry nogami. Muszą uciec z Mediolanu przed zemstą. Wracają do Polski i tutaj wraz z przyjaciółmi zakładają spółkę "Dobry adres". Basia najgorzej radzi sobie z powrotem, długo musi się przekonywać, że było warto.
- Pani po 20 latach wraca do serialu, ale widzowie pamiętają pani rolę Marty z serialu "W labiryncie".
- Wracam. Tak, wystąpiłam w pierwszej polskiej telenoweli "W labiryncie", potem były epizodyczne role, a teraz propozycja od producentów udziału we "Wszystko przed nami".
- Pracuje pani też nad filmem "Papusza" Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze...
- Jesteśmy już po części zdjęć. Papusza to romska poetka, kobieta, która sama nauczyła się czytać i pisać. Poszła drogą poezji, pisała wiersze, pamiętniki. To trochę taki Nikifor w spódnicy.
- Musiała się pani do tej roli specjalnie przygotować?
- Musiałam się zmienić fizycznie. Miałam też fajną charakteryzację - gram moją bohaterkę od 28. do 65. roku życia. Przeszłam odmładzanie, bycie w swoim wieku i postarzanie. A także odchudzanie. Musiałam zrzucić ponad 10 kilogramów. Nakładanie charakteryzacji trwało pięć godzin, ale było świetną zabawą.