Izabella Skrybant-Dziewiątkowska z Tercetu Egzotycznego tylko "Super Expressowi" opowiada o początkach swojej kariery, sukience wartej całą amerykańską gażę i... facetach.
Kiedy skończyłam muzyczną szkołę średnią, dostałam propozycję pracy w orkiestrze operetki we Wrocławiu. Grałam na altówce. Fatalnie grałam, bo nigdy nie lubiłam ćwiczyć. No więc... nie za bardzo sprawdzałam się w tej orkiestrze. Zauważyła to Beata Artemska, dyrektor: - Ładna dziewczyna jesteś, to chodź na scenę! - zaproponowała mi i kazała brać prywatne lekcje śpiewu. Dała mi też pierwszą rolę w prapremierze "Mów mi Teo", ale jakoś ta sztuka nie chwyciła i szybko zdjęto ją z afisza. Potem było "Dobranoc Bettino" i wtedy zobaczył mnie Zbyszek Dziewiątkowski, który zaczął się wokół mnie kręcić i w końcu zaproponował współpracę. On był już znany, był kimś, ale ja wiedziałam, że podobam się mężczyznom, więc traktowałam go jak kolejnego amanta. Ale o radę zapytałam dyrektorkę i ona mi powiedziała: - Jako dyrektor to cię nie zwalniam, ale jako starsza koleżanka to radzę ci iść koniecznie. Przy nim zrobisz karierę.
Pierwszy wspólny koncert mieliśmy w Zakopanem, jeszcze nie byłam pewna, czy zostanę w zespole. Ale w 1965 roku przyszła audycja radiowa "Wieczorek przy mikrofonie", w której zrobiliśmy furorę. Jasio Wojewódka, wielki amerykański impresario, natychmiast zaprosił nas do Ameryki.
Płynęliśmy "Batorym", na statku było z nami 35 artystów z Polski. Pierwszy koncert mieliśmy w Montrealu. Doznałam szoku, bo kamery, wywiady, zdjęcia. Piszą: "Pierwszy zespół zza żelaznej kurtyny". W Polsce tego nie znałam! W ciągu jednego dnia sprzedaliśmy 3 tysiące płyt.
Podczas tego tournée mieliśmy 16 koncertów: Montreal, Buffalo, Chicago.
W Chicago zobaczyłam na wystawie sukienkę - cudo! Taka hiszpańska, w moim stylu, kosztowała 300 dolarów, ja za wszystkie 16 koncertów dostałam 340. Za tę kwotę przez rok można było wtedy w Polsce utrzymać rodzinę. Zachorowałam na tę sukienkę, musiałam ją kupić. Stanęłam w niej na scenie w Copernicus Center w Chicago i... właściwie mogłam nie śpiewać. Ludziom zaparło dech w piersiach.
Ale nie wszyscy zrozumieli mój zapał. Lucjan Kydryński (77 l.), kiedy mu powiedziałam, ile dałam, złapał się za głowę: - To ja cadillaca za 100 dolarów kupiłem! - powiedział.
Kiedy wsiadałam na statek, pięknie zachował się Jasio Wojewódka. Wręczył mi kopertę, a w środku 300 dolarów: - Masz Iza, za tę sukienkę, tylko nie mów nikomu. Ja na was i tak zarobiłem.
Częściej występowaliśmy za granicą niż w Polsce. W kraju mieliśmy złe recenzje i przez wiele lat zakaz występów. Dlaczego? Bo odmówiłam współpracy bezpiece. Ale o tym zdradzę więcej w książce, którą wydam na wiosnę.