Maja Ostaszewska: Beata z "Przepisu na życie" ma swój odpowiednik w rzeczywistości. WYWIAD

2011-06-07 4:00

Nowa rola gwiazdy "Przepisu na życie". We wchodzącym na ekrany kin dreszczowcu "Uwikłanie" Maja Ostaszewska (39 l.) gra rolę główną - prokurator Agatę Szacką.

- Kim jest prokurator Szacka?

- To rola zupełnie inna od tych, które dostawałam do tej pory. Nie grałam dotychczas w kryminale, a miałam na to ogromną ochotę. Agata Szacka z jednej strony ma cechy osób wykonujących zawód prokuratora - jest stanowcza, odważna, potrafi być szorstka wobec podwładnych, nie patyczkuje się ze sobą i swoimi współpracownikami. Jej druga strona jest nieco delikatniejsza, związana ze sferą życia prywatnego, tym, jakie ma relacje w rodzinie, z ojcem, mężem, córeczką.

- Powiedziała pani kiedyś, że "hoduje" w sobie postaci, które gra?

- Przejęłam to określenie od Krystiana Lupy, który był moim mistrzem w czasie studiów oraz pracy w Starym Teatrze, gdy dopiero startowałam w zawodzie. On zaraził mnie takim podejściem do aktorstwa, czyli tworzenia roli głęboko w sobie. Jeśli postać kiełkuje w nas kilka tygodni albo miesięcy, to ją ze sobą oswajamy. To bardzo skuteczne, bo powoli, krok po kroku, zaczynamy ją mieć pod skórą. Czasem jednak, kiedy postać jest np. morderczynią albo kimś bardzo neurotycznym, nie jest to miła roślinka, ale kaktus, który trzeba szybko pożegnać (śmiech).

- Beata z serialu "Przepis na życie" też jest takim kaktusem?

- O nie! Ona jest wyrafinowaną rośliną. Równiutko przystrzyżoną, ekskluzywną i zbytnio zadbaną. Bardzo lubię tę postać. Dzięki niej spełniły się moje tęsknoty za postacią komediową, których w teatrze miałam więcej, a w filmie bardzo mało. Tak się składa, że dostaję propozycje ról dramatycznych. Od dawna chciałam zrobić taki komediowy skok w bok. Beatę gram z ogromną radością. To, że mam taki cudowny odbiór u widzów przerosło moje oczekiwania. Dostaję e-maile, SMS-y, ludzie zaczepiają mnie na ulicy.

- Wzorowała się pani na kimś, tworząc tę postać?

- Troszkę tak. Nie będę zdradzać na kim, ale to, jaka jest Beata, jest efektem moich obserwacji. Wiele osób mówi mi, że w "Przepisie..." gram ich sąsiadkę czy znajomą. Wymyśliliśmy z Piotrkiem Adamczykiem, że to nie jest jej biznesplan, ale prawdziwe zakochanie. Z jej punktu widzenia Andrzej jest szlachetnym kamieniem, ale dopiero do obróbki. Chciałam, by Beata była zabawna, ale pilnujemy jednak, by była wiarygodna, a nie przerysowana, żeby nie przesadzić z wygłupem.

- Myśli pani, że to będzie rola, z którą będzie pani głównie kojarzona?

- Myślę, że nie. Dbam o płodozmian. Nawet gdy grałam w serialu "Na dobre i na złe", w pewnym momencie pożegnaliśmy się z produkcją. Byłam wtedy w ciąży, chciałam skupić się na wychowaniu dziecka, potem urodziłam drugie dziecko. Rola, która jakiś czas temu zakodowała się w pamięci widzów, to Anna w "Katyniu" Andrzeja Wajdy. Przez dłuższą chwilę musiałam potem odmawiać grania podobnych ról, bo byłam postrzegana właśnie przez pryzmat tego filmu.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki