Przeżyliśmy wielką tragedię... Porwano mi syna! Uznano, że mam tyle pieniędzy, że mogę się z bandytami nimi podzielić. Za życie syna zażądali pół miliona euro.
Wierzę w działania policji, bo znaleźli moje dziecko, ale nasz wymiar sprawiedliwości pozostawia wiele do życzenia... Ten, którego złapano, płaci jakieś marne grosze, po 100 zł, za szkody moralne i uszczerbek na zdrowiu. Bo syn ma podkurczone palce rąk i nóg, uszkodzone nerwy i ścięgna. To pozostałości po brutalnym skrępowaniu jego ciała.
Tak to się skończyło. Nie chcę już o tym mówić, najważniejsze, że syn żyje. Ale do dziś mamy ochronę.Wolę mówić o tym, że cieszę się, cieszymy się życiem. Jestem dziadkiem, mam wnuczka Arusia (1,5 r.). Matko, jak go kochamy, rozpieszczamy! Kiedyś nie mogłem kupić synom autek, jakie widziałem np. w Stanach. Jakieś jeepy, ferrari na akumulator za 100 dolarów. Teraz wnukowi... wszystko bym dał. Siadamy sobie czasem, ja mu śpiewam. On patrzy na mnie taki zadziwiony, jakie to dziadek dźwięki wydaje. Bo wszyscy do niego mówią, a ja śpiewam. On jest światełkiem w tunelu, nie widzę go jeden dzień i dzień jest stracony. A za niedługo będę drugi raz dziadkiem, już na początku przyszłego roku. Wszystko z żoną na ten czas poodwoływaliśmy. Chcemy być z synem i synową.
Jak długo będę jeszcze śpiewać? Myślę, że długo. Fani nie dadzą mi odejść. Jeśli w parku w Chorzowie są dwie sceny, gra Budka Suflera i my, obok ich sceny stoi 100 osób, a obok naszej tłumy... Więc nie przejmuję się, jak ktoś fuka, oburza się na na muzykę discopolową. Chopin, Strauss, wcale nie pisali na dwory. Pisali komercyjnie, na zamówienie, do tańca. Inaczej by nie przeżyli.