Jan Kobuszewski był mistrzem wyrazistego absurdu. Aktorem, który potrafił bawić się formą, łamać zasady, przesadzać – a mimo to nigdy nie przekraczał granicy dobrego smaku. Agnieszka Osiecka mówiła o nim z podziwem:
Powinny wszędzie wisieć plakaty, obrazy i znaki drogowe z postacią Kobuszewskiego w tańcu. Powinien powstać serial filmów animowanych pt. ‘Przygody młodego znaku zapytania’, a w roli znaku powinien wystąpić Jan Kobuszewski.
Olga Lipińska rządziła twardą ręką, ale do Kobuszewskiego miała słabość
Olga Lipińska nie była łatwą szefową. Artyści wspominają ją jako osobę bezlitośnie precyzyjną, wymagającą i nieuznającą kompromisów. I choć podobno zdarzało się, że Lipińska zamykała na klucz salę prób z artystami w środku, a do historii przeszło trzydzieści sześć dubli jednej piosenki, to panu Janeczkowi pozwalała na wiele.
Choć byli z zupełnie różnych światów – ona ateistka z ostrym językiem, on konserwatysta i człowiek wiary – łączył ich zawodowy szacunek i porozumienie sceniczne. Dla Lipińskiej Kobuszewski był niezastąpiony. I nie tylko dlatego, że był perfekcjonistą. Potrafił być śmieszny bez wysiłku – a tego nie da się wyreżyserować.
Jeden z pozoru niewinny żart wypowiedziany przez Kobuszewskiego na antenie „Kabaretu Olgi Lipińskiej” zapisał się złotymi – a może raczej czerwonymi – zgłoskami w historii PRL-u. Po słowach: „Kto prosił ruskie? Nikt, same przyszli” wybuchł międzynarodowy skandal. Radziecka ambasada zaprotestowała oficjalnie. Telewizja zdjęła program z anteny na kilkanaście miesięcy.
Ówczesny dyrektor TVP Maciej Szczepański próbował ratować sytuację po swojemu.
Dajcie spokój, artyści to idioci. Sami nie wiedzą, na jakim świecie żyją”
– miał tłumaczyć żart jako przejaw artystycznej niefrasobliwości. Ale cenzorzy nie mieli poczucia humoru.

Bez cenzury już nie było zabawy
Po 1989 roku, kiedy upadł komunizm i zniknęła cenzura, Kobuszewski zaczął wycofywać się z kabaretu. Nie z powodu braku propozycji – ale dlatego, że zmieniło się środowisko. Kabaret, który wcześniej był rodzajem szyfru i gry z systemem, przestał go bawić. Pojawiał się w nim już tylko gościnnie, dając miejsce nowym twarzom i innym formom wypowiedzi. On – który wcześniej potrafił jednym spojrzeniem rozśmieszyć miliony – uznał, że to już nie jego scena.
Kobuszewski poza sceną
W życiu prywatnym Jan Kobuszewski był zupełnie inny niż na scenie. Skromny, cichy, rodzinny. Mógł się w ogóle nie urodzić – lekarze sugerowali jego matce aborcję, twierdząc, że dziecko nie przeżyje. Tymczasem przyszedł na świat silny i zdrowy, co w rodzinie uznano za cud. Z wdzięczności planowano, że zostanie księdzem. Kobuszewski miał inną misję do spełnienia.
Zobacz też: „Będziesz moją pierwszą i ostatnią żoną” – o miłości Jana Kobuszewskiego i Hanny Zembrzuskiej
Przez ponad sześć dekad tworzył szczęśliwe małżeństwo z żoną Hanną. Choć przez wiele lat jego ukochana zmagała się z ciężką chorobą nerek i wymagała dializ, Kobuszewski opiekował się nią do samego końca – nawet kosztem własnego zdrowia.
Połączyła ich młodzieńcza miłość, która z czasem przerodziła się w przyjaźń, by pod koniec życia mogli wspierać się w najtrudniejszych momentach
– wspominała córka pary - Maryna, autorce książki. Nie było w tym patosu. Była za to codzienna obecność, lojalność i cicha opieka.
Kiedy Jan Kobuszewski odszedł w 2019 roku, miał 85 lat. Ale dla wielu jego pamięć wciąż jest żywa. A Osiecka miała rację, kiedy mówiła:„Kanony podpowiadają, że nie powinno się przerysowywać, robić małpy, wyginać we wszystkie strony i śmiać się z własnych dowcipów, a Janek K. przegrywa, wygina i robi, a mimo to jest cudowny”