Film w reżyserii Juliusza Machulskiego, dziś określany mianem kultowy, wciąż bawi widzów. A Adasiowe powiedzenie: "Hejkum-kejkum, Olo ratuj!" przeszło do potocznego języka. Olo, jak wiadomo, Adasia krasnoludka, utalentowanego chemika, nie uratował. Sam Heromiński też nie wykorzystał popularności przyniesionej przez "Kingsajz". W 1990 roku wyjechał do Stanów Zjednoczonych.
- Chciałem się schować - wyjaśnia w jednym z wywiadów. - Zaszyć w innym środowisku, całkiem nowych okolicznościach. Coś zmienić. Zrozumieć. Odnaleźć.
Zaczął od pracy w fabryce i mozolnej nauki języka. Odkrył w sobie żyłkę satyryka (pisał teksty i je wykonywał) i dziennikarza (pracował w polonijnym radiu i telewizji). Za oceanem odnalazł też miłość - podobno zatrudnił się u pewnej niebiednej pani jako ogrodnik, a potem zmienił status na... jej męża. Historia na scenariusz filmowy...
Po raz pierwszy po 10 latach za oceanem Grzegorz przyjechał do Polski na kongres dziennikarzy polonijnych.
Życie dopisało ciąg dalszy. W 2009 roku w filmie Jacka Bromskiego "U Pana Boga za miedzą" zagrał Stasia Niemotko "Amerykana", po 20 latach powracającego do kraju.
- W Stanach obejrzałem "U pana Boga za piecem", pomyślałem sobie, że chciałbym w takim filmie zagrać... I zagrałem - mówił po premierze.
Marzenia się spełniają, szczególnie krasnoludkom...