Do tej pory o Natalii Przybysz mówiło się w kontekście jej poczynań zawodowych. Od ostatniego weekendu muzyka zeszła na dalszy plan. Wokalistka napisała piosenkę. Jej bohaterka, a jest nią sama Natalia, usunęła ciążę.
- To historia o aborcji. I o uczuciach. O wpadce. Trafiła się ludziom dorosłym, rodzicom dwójki dzieci, którzy nie chcą teraz niczego zmieniać, zaczynać od początku - wyjaśnia Przybysz historię powstania utworu "Przez sen". Wokalistka nie ukrywa, że to historia o niej. Jak mówi w wywiadzie, rok temu, tuż przed Bożym Narodzeniem, podjęła decyzję o aborcji, bo ma już dwójkę dzieci. "Ja naprawdę nie chciałam tego dziecka. Nie widziałam się znów w pieleszach domowych, w pieluchach. Mój narzeczony jest wspaniałym ojcem i cudownie zajmuje się naszymi dziećmi, ale nie chciałam mu już tego dokładać. Ja bardzo często wyjeżdżam, taką mam pracę, koncertuję, często nie ma mnie w domu. Z dwójką dzieci nie jest łatwo, ale jest cudownie i chciałam, żeby tak pozostało" - opowiada.
Polub nas na Facebooku i bądź na bieżąco ze wszystkimi informacjami dotyczącymi sprawy aborcji
Do usunięcia ciąży doszło w klinice na Słowacji. Za aborcję zapłaciła tysiąc złotych. "Wszystko trwało pięć minut. Czuję wielką ulgę. Nagle cieszysz się wszystkim w swoim życiu, tym, co masz. To najbardziej uskrzydlające przebudzenie. Pięć minut - i masz z powrotem swoje życie" - wyznaje Natalia.
Zobacz: Druga runda "Czarnego protestu" kobiet trwa
Bohaterowie piosenki Natalii, czyli ona sama i jej partner, zdecydowali się na usunięcie ciąży, bo nie chcieli zmieniać swojego życia. "Nie chcą szukać większego mieszkania teraz. 60 metrów kwadratowych ze wszystkimi książkami i zabawkami dzieci jest trochę ciasne, ale jest OK" - opowiada w wywiadzie.
Rozmowa odbiła się szerokim echem. - Ta pani nie zasługuje na poważne traktowanie. Dla wygody zabiła dziecko. Co ciekawe, jest bardzo dumna z tego, co zrobiła. Cały wywiad jest w tonie ogromnej pretensji, jak ona została straszliwie skrzywdzona, że w celu spuszczenia swojego dziecka w kiblu musiała jechać aż na Słowację. A tu w Polsce taki ciemnogród, że ona chce się wyskrobać, a nie ma gdzie! To jest żałosna i przerażająca autoprezentacja mentalności celebrycko-feministycznej. Ja w PRL-u wychowywałem się z rodzeństwem na dużo mniejszej powierzchni i jakoś trzeba było sobie radzić. I wszystko się jakoś mieściło. Ta pani po prostu uznała, że dla wygody się dziecko zabija. Nie wierzę, że tej pani nie było stać na pigułki. Po prostu potwór i tyle - mówi w rozmowie z nami Rafał Ziemkiewicz.