Anna Szymańczyk: Rola w "Znachorze" otworzyła jej drzwi do kariery
Ostatnie lata należą do Anny Szymańczyk (37 l.). Rozpoznawalność zyskała dzięki roli temperamentnej Zośki w netflixowej wersji "Znachora". Jej postać podbiła serca nawet zagorzałych miłośników kultowego filmu z Jerzym Bińczyckim w roli doktora Wilczura. Chociaż Szymańczyk miała już spore doświadczenie aktorskie, to ta rola otworzyła jej drzwi do kariery.
Po świetnie przyjętej roli w "Znachorze", aktorka dołączyła do obsady "Na dobre i na złe". Krótko po tym zagrała główną rolę w komedii romantycznej "Nic na siłę". Do tego występuje w teatrze i udziela się w dubbingu. Dzisiaj Anna Szymańczyk zdecydowanie nie może narzekać na brak pracy.
Od grudnia można ją oglądać w serialu "Lady Love". Produkcja MAX wzbudzała kontrowersje jeszcze przed premierą. Opowiada bowiem o losach Lucyny Liss - mieszkanki małego PRL-owskiego miasteczka, z którego wyjeżdża do RFN. Tam przyjmuje pseudonim "Lady Love" i zaczyna karierę modelki. Wkrótce staje się ikoną przemysłu filmów dla dorosłych.
Zobacz również: Piękna Polka mogła być dziewczyną Bonda, została włoską gwiazdą. Skandale zniszczyły jej karierę?
Anna Szymańczyk o kontrowersyjnej roli w "Lady Love"
Chociaż serial nie zachwycił krytyków, to i tak stał się przebojem. I to nie tylko w Polsce. Serial MAX doceniono również w USA czy Hiszpanii. Pierwsze odcinki w wielu krajach trafiły to TOP 5 najchętniej oglądanych produkcji. Popularność sprawiła, że o Szymańczyk zrobiło się jeszcze głośniej. Dużo mówiło się m.in. o odważnych scenach, które musiała odegrać.
W programie "Mellina" Marcina Mellera (56 l.) aktorka stwierdziła, że w scenariuszy dostrzegła coś więcej niż tylko kontrowersje. "Zobaczyłam morze emocji" - przyznała. Dodała też, że przed przyjęciem roli rozmawiała o tym z chłopakiem oraz mamą, która wspiera ją od samego początku.
(Mama - red.) natomiast ma do mnie tyle zaufania, że jeżeli się na to zdecydowałam, to znaczy, że tam nie jest tylko golizna. Nie podejrzewała mnie o ekshibicjonizm, tylko raczej o to, że zobaczyłam w tej historii coś, co jest większe - powiedziała.
Wyznała również, że granie rozbieranych scen jest wyzwaniem, ale serialowe kostiumy pozwalały jej zatracić się w roli. "One mi dawały jakąś taką przestrzeń na to, że to nie jestem ja" - przyznała aktorka.
Na planie "Lady Love" obecna była koordynatorka intymności. Szymańczyk szczerze przyznała, że kiedyś podchodziła do tej funkcji bardzo sceptycznie. Uważała wręcz, że nie jest potrzebna. Praca nad "Lady Love" zmieniła jej podejście. Na planie obecna była Marta Lachacz, która ściśle współpracowała z aktorami. Dzisiaj Anna ceni sobie jej pomoc. Zaznaczyła również, że od samego początku przepracowywali każdą scenę z aktorami, reżyserem oraz operatorem każdą intymną scenę. Wszyscy pilnowali, by nie przekroczyć żadnych granic.
Marta Lachacz (...) ona już jakiś czas uprawia ten zawód, więc wydaje mi się, że ten zawód się teraz bardziej konstytuuje w Polsce i jest na pewno potrzebny, i myślę, że jest potrzebny bardzo młodym aktorom. Jak rozmawiałam z młodymi aktorami, to myślę, że im jest to bardzo mocno potrzebne. Bo nas tych scen też nie uczą w szkole, nie wiem, mniej przynajmniej nie uczyli - przyznała Anna Szymańczyk.
Zobacz również: Najgłośniejszy romans PRL-u. Zaczął się od zdrady i tak samo skończył
Anna Szymańczyk spokoju szuka w kościele
"Lady Love" wzbudzała kontrowersje na długo przed premierą. Przeciwnicy produkcji zarzucali twórcom m.in. niepotrzebne epatowanie seksem. Anna Szymańczyk na własnej skórze przekonała się, jak wielkie emocje wzbudzał serial. Zdarzało się, że otrzymywała wiadomości od oburzonych internautów. Raz pokusiła się nawet o sprawdzenie, kto do niej napisał. Ze zdziwieniem odkryła, że była to osoba, która deklarowała się jako wierząca.
Staram się z pokorą do tego podchodzić, że każdy ma prawo do swojego zdania i nie miażdżyć tych ludzi. Natomiast też byłbym chciała, żeby oni nie miażdżyli mnie. Jeżeli czytam komentarz pani promuję "kur***two", i wchodzę na profil danej osoby i jest osobą, która wyklaruje się, że jest głęboko wierząca. To pytam się, gdzie jest główna wykładnia tej wiary, czyli akceptacja drugiego człowieka i nie kopanie go. Bo to mi się nie zgadza i mam takie, że wtedy jest mi szkoda, jest mi po prostu przykro - powiedziała serialowa "Lady Love".
Chociaż sama określa się jako katoliczka niepraktykująca, to wiara odegrała ważną rolę w jej życiu. Wychowała się w tradycji katolickiej. Nie oznacza to jednak, że zgadza się z obecnymi działaniami Kościoła czy duchownych. Anna Szymańczyk stwierdziła, że nie uczestniczy za często we mszach świętych, za to chętnie chodzi do pustych kościołów.
Natomiast nie ze wszystkim się zgadzam i nie jestem osobą, która jest często w kościele. Natomiast jestem osobą, która bywa w pustych kościołach. Bywam w pustych kościołach, bo uważam, że to jest miejsce gdzie spotyka się pewna energia. Więc mamy tutaj katoliczkę niepraktykującą, ale jest mi potrzebne - ta wiara w to, że tam jest coś wyżej. Mało tego, czasami się modlę, jak mi jest źle, jak jest mi ciężko. Jest to rodzaj mantry również, która ma uspokajać - stwierdziła.
Zobacz również: Polski aktor dołączył do grona nawróconych gwiazd. Wiara uratowała go od upadku
