Tuż po ogłoszeniu wiadomości, że książę Karol ma koronawirusa, zadbano o to, by następca tronu nie spotkał się ze swoją wiekową już matką oraz ojcem, 98-letni księciem Filipem. Brytyjscy dziennikarze szybko jednak wyliczyli, że Karol "przelotnie" widział się z królową. Cóż, było to ponad dwa tygodnie temu, a monarchini koronawirusa nie ma. W niedzielę 5 kwietnia Elżbieta II planuje zaś wygłosić orędzie do narodu brytyjskiego, co jest ewenementem w historii Królestwa.
Sam Karol podobno czuje się już lepiej, więc jego organizm zwalczył wirusa.
Jakby tego było mało, od kilkudziesięciu godzin internet obiega szokujące zdjęcie dłoni księcia Karola, które wywołuje niemałe poruszenie. Chociaż fotografia pochodzi jeszcze z tamtego roku, niektórzy sądzą, że jest tegoroczna i oznacza, że Karol już wrócił do wykonywania publicznych obowiązków.
Nic dziwnego, że zdjęcie wywołuje taką burzę: dłoń Karola, którą widać na zdjęciu, jest sinoczerwona i brzydko spuchnięta. Pojawiają się więc teorie, że Karol nie wyleczył się z wirusa, tylko spotyka się z innymi i zakaża dotykiem... Nic bardziej mylnego! Po pierwsze, fotografia jest stara, Karol wciąż przebywa w kwarantannie, a po drugie... to oznaka genetycznego schorzenia. Książę ma je po matce: na zdjęciach widać, że i królowa Elżbieta ma sine dłonie, chociaż wiadomo, że dłonie 94-latki i tak mogą wyglądać inaczej.
Podobno schorzenie nie dotyczy jedynie dłoni: Karol ma spuchnięte także kostki i stopy. Faktycznie, po przeanalizowaniu zdjęć widać, że książę pokazywał się z sinymi dłońmi, a palce miał oklejone plastrami. Lekarze mówią, że takie objawy dotyczą zwykle Objawu Raynauda, który polega na gwałtownym skurczu tętnic w stopach i dłoniach. Wraz z upływem czasu może doprowadzić do zaburzenia upływu krwi.