- Szkoliła pani same sławy. Policzyła pani, ile gwiazd nauczyła śpiewu?
- W ogóle mnie nie interesuje, ile gwiazd nauczyłam śpiewać, bo to, że komuś się udało, jeszcze nie znaczy, że staje się gwiazdą. Uczyłam bardzo wielu bardzo zdolnych ludzi i tego nie liczę. A kto tam uważa się za gwiazdę, to już nie jest dla mnie istotne. Ja na pewno nie czuję się matką niczyjego sukcesu.
- A kto był najbardziej opornym uczniem?
- Twardy charakterek mają Edyta i Doda. I one na pewno są w czołówce tych najbardziej niepokornych uczniów, ale też tych, z którymi praca najmocniej zapadła mi w pamięć.
- Czy wśród dzisiejszych wschodzących gwiazd widzi pani następczynię Maryli Rodowicz czy Dody?
- Nie śledzę rynku mediów, bo wydaje mi się nudny. Natomiast jeżdżę po całej Polsce i spotykam tysiące młodych osób. Jest naprawdę ogromnie dużo wybitnie zdolnych ludzi, którzy nie mogą się przebić. Nie mogę się z tym pogodzić, zwłaszcza że ci, którzy są obecni na rynku, wcale nie są najzdolniejsi. Niestety, firmy fonograficzne nie interesują się debiutantami, którzy muszą szukać własnymi kanałami możliwości zaistnienia. O wielu ładnych i wybitnie utalentowanych dziewczynach nikt w Polsce nie słyszał.
- Wciąż udziela pani lekcji?
- Tak, nareszcie po sześcioletniej przerwie zaczynam znowu.
- Czy i tym razem uczy pani kogoś znanego?
- Nie, ja zdecydowanie preferuję zajmowanie się nieznanymi uczniami. Wolę, żeby oni potem stali się sławni. Najpierw mają się czegoś nauczyć, a dopiero później robić karierę, a nie odwrotnie.
- Uczy pani śpiewać, a sama nie śpiewa. Dlaczego?
- Bo, o dziwo, nie lubię śpiewać i niestety nie mam ładnego głosu. Mam za to bardzo dobry słuch i to mi w zupełności wystarcza do pracy muzyka.
- Praca to pani pasja, ale czy nie myśli pani czasem o spokojnej emeryturze?
- Ja na emeryturze już jestem... Ale mam emerytury 700 zł i raczej z tego nie da się wyżyć, więc, chcąc nie chcąc, muszę pracować. Na szczęście nie mieszkam już w bloczysku. Kilka miesięcy temu wyniosłam się na wieś i bardzo jestem z tego powodu szczęśliwa. W końcu jestem wyciszona i tu znajduję energię do tego, żeby dalej uczyć.
- Pani praca to nauka śpiewania, a pani obecny mąż również jest muzykiem. Czy córka Olga też zajmuje się muzyką?
- Nie, moja córka, mimo że dorastała w domu, w którym zawsze było dużo muzyki, poszła w zupełnie inną stronę. Pracuje wprawdzie w branży telewizyjnej, ale zajmuje się produkcją.
- Jest pani kojarzona z telewizji jako surowy sędzia. A jak jest w życiu prywatnym, zmienia się pani nie do poznania? Jaka jest w domu Elżbieta Zapendowska?
- Trudno mi samą siebie określić, ale na pewno w domu jestem mało kłótliwa i dość wyciszona, bardzo lubię samotność. A w ogóle to jestem łagodna jak baranek.
- Zapału i chęci do działania mogą pani pozazdrościć młodsze koleżanki. Skąd w pani tyle werwy?
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale to pewnie sprawka mojego charakteru. Zawsze musiałam coś robić, bo inaczej umarłabym z nudów.
- A czego pani życzyć?
- Chyba zdrowia tylko, bo w moim wieku jest najważniejsze. Uważam się za spełnioną kobitkę i myślę sobie, że jak zdrówko będzie dopisywało, to wszystko pójdzie jak po maśle.
- Dziękuję za rozmowę.