Po wybuchu afery Krystyna Janda przepraszała ze łazami w oczach na wizji w programie "Fakty po Faktach" w TVN24. Potem wydała oświadczenie, w którym przeprosiła prof. Zbigniewa Gacionga, rektora Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego za nieprecyzyjną wypowiedź, która wprowadziła w błąd opinię publiczną. Aktorzy Teatru Polonia na szczepienia do WUM pojechali z próby spektaklu "Aleja Zasłużonych", która kilka dni temu po otwarciu teatrów miała swoją premierę.
Krystyna Janda mimo całego zamieszania, wyłowanego zaszczepieniem się na COVID-19 przed medykami, czyli grupą "0", cieszy się, że przyjęła szczepionkę na koronawirusa. - Siedzę w domu, jeżdżę samochodem, z nikim się nie spotykam, wychodzę na scenę. Co jakiś czas mam jakieś telefony: inteligencja jest z panią, niech się pani niczym nie martwi. Nie mam zamiaru też nic tłumaczyć – mówiła aktorka portalowi Onet.
Krystyna Janda przypomniała, że poinformowała o szczepieniu w dobrej wierze. – Ja natychmiast po tym pierwszym zaszczepieniu – bo myśmy wyjechali z próby, na chwilę zaczepić się – od razu umieściłam to w internecie, tak ja się umówiłam, że będziemy teraz mówić, że warto się szczepić i jak się czujemy – tłumaczyła. – To nie była żadna umowa na jakąś akcję wielką, płatną, broń Boże. To miało być po prostu to, że akurat byliśmy w takiej grupie i będziemy teraz wszystkim opowiadać, nieść tę dobrą wieść, że szczepionki są potrzebne, nic się po nich nie dzieje i żyjemy dalej po tych szczepionkach – dodała.
Aktorka przyznała także, że nie spodziewała się, że spotka się to z negatywną reakcję społeczeństwa. – Wtedy o tym nie myśleliśmy. Wiedzieliśmy, że nie ma się kto szczepić, szczepionki są gotowe, to wszystko czeka (…). I że będziecie o tym mówić, będziecie reklamować szczepienie – stwierdziła.