MICHAŁ WIŚNIEWSKI: Żałuję, że przyznałem się do CHOROBY

2012-08-10 14:00

Kilka tygodni temu przyznał, że ma raka. Michał Wiśniewski (40 l.), lider Ich Troje, znowu znalazł się w centrum zainteresowania. Plotki posypały się lawinowo. Spekulowano dlaczego, co i jak. Z zamieszczonych przez niego w Internecie badań wynikało wręcz, że jego nowotwór to skutek nieleczonej choroby wenerycznej. Specjalnie dla "Super Expressu" artysta zgodził się o tym porozmawiać.

SE: Kilka tygodni temu przyznałeś się do tego, że masz raka. Czułeś, że coś jest nie tak? Jak w ogóle dowiedziałeś się, że to nowotwór?


Michał Wiśniewski: - Miałem podskórniaka. Czułem, że mam jakies zgrubienie na tyłku, ale w ogóle się tym nie przejmowałem. Skoro to coś siedziało sobie i nie przeszkadzało, to w ogóle się tym nie zajmowałem. Kto chodzi do lekarza, jak nie musi? Nikt.

SE: Aż w końcu…

MW: - W pewnym momencie to coś zaczęło rosnąć i robić się twarde, więc siłą rzeczy stwierdziłem, że najlepiej będzie wyciąć to przed Rajdem Dakar, w którym biorę udział. Poszedłem do lekarza. Stwierdził, że nie ma co czekać, bo to bardzo prosta rzecz do usunięcia i niezbyt skomplikowany zabieg. Stwierdzono, że nie jest to z niczym połączone, więc można wyciąć. I na tym mój problem miał się skończyć. Poszedłem na operację rano, a już po południu wypisałem się na własna prośbę. Zostałem pozszywany, dostałem środki przeciwbólowe. Poszedłem do domu, a za dwa tygodnie miałem się zgłosić na zdjęcie szwów i odebranie wyników badań, bo przy okazji takich spraw zawsze pobiera się próbki i sprawdza, czy przypadkiem nie są to zmiany nowotworowe.

SE:Okazało się, że są…

MW: Badania histopatologiczne wykazały, że lekarze znaleźli w tym co wycięli komórki rakowe. Żeby tego było mało w międzyczasie pojechałem na prezentację Rajdu Dakar dla dziennikarzy sportowych. To właśnie wtedy poszły mi szwy, miałem dosłownie żywe mięso na wierzchu. Było ciężko to pielęgnować, więc poszedłem do lekarza z prośbą żeby cos z tym zrobił. Powiedział mi, że nie może tego zaszyć drugi raz, bo tak się nie robi. Wyjął mi resztę szwów i stwierdził, że rana się zagoi, choć będzie to trwało dłużej.

SE:Przestraszyłeś się tej diagnozy?

MW: Usłyszałem, że to było złośliwe, ale na razie wszystko co było rakiem zostało usunięte. Gdy rana na dobre się zagoi będzie można zbadać markery i stwierdzić co dalej z tym robić i czy w ogóle trzeba będzie. Gdy się o tym wszystkim dowiedziałem czułem się w obowiązku powiedzieć wszystkim, z którymi pracuje, że niestety jestem chory. Dzisiaj bardzo żałuję, że to zrobiłem. Musiałem powidzieć tym ludziom, że może nam coś nie wypalić, że może będą musieli poszukać nowej roboty. Przy Ich Troje, czy moich solowych projektach pracują dziesiątki ludzi, przed nami była trasa w Stanach Zjednoczonych gdzie gramy po 25-30 koncertów. Nie mógłbym udawać przed nimi, że nic się nie dzieje, a gdyby się okazało, że coś jest nie tak w ostatniej chwili powiedzieć: „Przepraszam, ale ze względu na mój stan zdrowia musimy to odwołać”. Nie potrafiłbym im spojrzeć w oczy.

SE:Dobrze słyszę, że żałujesz, że przyznałeś się do choroby publicznie?

MW: - Tak. Dzisiaj bym o tym nie powiedział. Więcej się przez to zrobiło szumu. Ludzie, którzy słyszeli tę informacje ode mnie reagowali różnie. Jedni się przejęli, inni poczuli, że zaoszczędzą pieniądze, bo skoro jest chory, to może nie podołać. Absolutnie na tym straciłem. Odbudowuję to jak się da, ale niestety takie informacje działają inaczej, niż było to zamierzone.

SE:Słowo się rzekło…więc co Tobą kierowało gdy o tym mówiłeś?

MW: - Chciałem dobrze. Czułem się w obowiązku o tym powiedzieć. Pracuję nad swoim czternastym i piętnastym albumem studyjnym. Przygotowanie do Dakaru, to nie trzech facetów, którzy jadą za tobą ciężarówką, ale cała masa ludzi i są to konkretne, duże pieniądze.

SE: A nie była to w jakimś stopniu chęć wypromowania się, choć w trochę kontrowersyjny sposób? Michał Wiśniewski jest postrzegany jako osoba, która potrafi zrobić wokół siebie dużo szumu medialnego.

MW: - Nie sądzę żeby rak był dobrą formą promocji. Jestem w tej branży od 20. lat. To żadna promocja. Myślę, że publikacją wyników badań uciąłem wszystkie dywagacje na ten temat.

SE: Te wyniki badań pojawiły się po tym, jak jedna z twoich byłych żon Magda Femme poddała w wątpliwość twoją chorobę. Miałeś potrzebę udowodnienia, że nie oszukujesz?

MW: - Ja sobie tego czasu nie wybrałem do żadnej promocji. Opublikowałem te badania żeby skrócić domniemania, że nic mi nie jest. Pomysł może był dosyć głupi, ale to co wrzuciłem do Internetu jest do sprawdzenia. Na własne życzenie zwolniłem lekarzy z obowiązku dochowania tajemnicy lekarskiej. Słyszałem wypowiedź Magdy, nie usłyszałem nic co by sugerowało, że nie wierzy, ale było to na granicy dobrego smaku. By ukrócić kolejne spekulacje opublikowałem te badania. Musiałem zasłonić niektóre jego fragmenty, chociażby nazwiska lekarzy, ale i tak ten dokument pełny kto chciał to sobie ściągnął.

SE: - Z tego co zamieściłeś wynika, że twoja choroba wzięła się z wirusa HPV…

MW: - Kiedy to opublikowałem doczytaliście się czegoś, czego nie ma. o Wasza diagnoza I szczerze powiem kolejna wymyślona sensacja, która uderza we mnie I moich bliskich. Zadzwoniłem do swojego lekarza, który szybko mnie uspokoił… Nie mam HPV. Nie miałem ani przed, ani po zabiegu.

SE: Przestraszyłeś się gdy usłyszałeś, że to rak?

MW: - Żyjemy w czasach gdy rak wcześnie wykryty jest całkowicie do wyleczenia. To nie jest aż tak śmiertelna choroba jak się wydaje. Równie dobrze możemy się wykrwawić trafiając w jakąs żyłę przy krojeniu mięsa. Poszedłem do najlepszych lekarzy w tej dziedzinie, mam do nich zaufanie. Nie chcieli mnie wystraszyć. Powiedzieli mi wprost - czekamy aż zagoi się rana i wtedy będziemy robić dalsze badania.To oznacza, że zobaczymy czy komórki rakowe pozostały, czy ich nie ma. Jeśli pozostały to czeka mnie naświetlanie albo chemia. Jeśli oczywiście będzie taka potrzeba, bo na razie jej nie ma, więc nie panikuję. Pracuję tak jak pracowałem, przygotowuję się do Dakaru, we wrześniu wchodzę do studia nagrywać jedna płyte, w październiku drugą. Jestem aktywny tak jak byłem do tej pory.

SE: To jaka była twoja pierwsza myśl gdy usłyszałeś diagnozę?

MW: - Miałem raka w rodzinie - moja babcia umarła na raka. Tyle czasu spędziłem na oddziałach onkologicznych w Polsce, tyle razy byłem w hospicjach, że obejrzałem wszystkie stany tej choroby. Jestem generalnie nastawiony, że żyjemy do końca, a nie do momentu dowiedzenia się o chorobie. Tłumaczyłem to rodzicom dzieci, których spotykałem na oddziałach, że właśnie teraz trzeba zacząć żyć, bo dziecko jeszcze żyje. To jest oczywiście nie do porównania z moim przypadkiem. Ale moje podejście jest takie, że nie mam na to wpływu. Zrobię wszystko co mogę by być zdrowym. Mnie nie stać na płacz, mam piątkę , mam kobietę, mam pracę, bo tam pracuje wiele osób, które są ode mnie pośrednio uzależnione, wiec mnie nie stać na to żeby umrzeć. A ja myślę, że szanse na to żebym się nie wyleczył są żadne.

SE: Zmieniłeś cokolwiek w swoim trybie życia?

MW: Nie, nie rzuciłem papierosów, bo czerpię z palenia przyjemność. Pale, napiję się czasem jak normalny człowiek. Nie wiem dlaczego miałbym z tego zrezygnować.

SE: - Kto pierwszy po tobie, usłyszał, że masz raka?

MW: Byłem w gabinecie z Dominiką. Nie wiem co jej wtedy chodziło po głowie. To osoba, która się absolutnie nie poddaje. To ja zadawałem pytania, czy będzie chciała ślubu. Zrozumiałbym ją gdyby odeszła. Nie była wtedy moją żoną. Oczywiście oczekiwałbym, że mnie wesprze. Natomiast nieważne, czy byłaby to choroba alkoholowa, rak, czy tętniak. Zawsze w takiej chwili oczekuje się od partnera zrozumienia, ale trzeba też zrozumieć, że bliska osoba może tego nie unieść. Każdy ma do tego prawo. Dominika się nie odwróciła. Mam wrażenie, że to taka kobieta, która wybiera raz w życiu i idzie choćby po grudach do samego końca.

SE: A jako żona nie ma prawa sobie nie poradzić?

MW: Ona miała pełną świadomość tego co się dzieje. Po żonie oczekuję, że tak jak to jest w przysiędze, będzie do końca.

SE: A jak zareagowały dzieci?

MW: - Pierwszy dowiedział się Maks, czyli syn Dominiki, a teraz już również mój. Z moich dzieci wszystkie w tym samym czasie. Mamy im powiedziały. Mój syn od momentu kiedy się dowiedział, a wcześniej potrafił nawet tydzień nie zadzwonić, tak od tego momentu dzowni do mnie codziennie, nawet kilka razy dziennie. Otoczył mnie troską, której do tej pory od dzieci nie poczułem. Myślę, że on bardzo chce mieć tego tatę. Marta ma cudownego partnera, ale jednak tata to jest tata. Ania też jest już po ślubie, ma partnera, który dba o dzieci, ale tatuś to jest tatuś. Chciałem żeby widziały, że jest postęp, że nic strasznego się nie dzieje.

SE: - Myśleliście o tym żeby przełożyć ślub?

MW: - Jak się dowiedzieliśmy o tym co mi jest to pojechaliśmy do Niny Terentiew. Nina zna bardzo wiele osób, Dominika przez tatę zna bardzo wiele osób. Od razu został uruchomiony system pomocy. Opcja, która wchodziła w grę była taka żeby w ogóle odwołać wszystko i zrobić uroczystość tylko dla rodziny. Po konsultacji z lekarzem podjeliśmy decyzję, że nic nie zmieniamy a ślub I wesele odbędą się tak, jak je wcześniej zaplanowaliśmy.

SE: Jak długo podejmowaliście decyzję?

MW: - Trwało to kilka dni. Ślub to nie jest mało ważne przedsięwzięcie. Wziąłem swoja poduszkę, na której siedziałem przez całe wesele. Wśród Gości weselnych był też mój lekarz. Nawet raz zatańczyłem wolny taniec, a wczoraj pierwszy raz grałem z Xavierem w piłkę. Niebawem kończę 40. lat, jestem na początku drogi, wszystko jeszcze przede mną.

SE: - Skoro ty dochodziłeś do siebie, to Dominika pracowała za dwie osoby...

MW: - Dominika wsadziła w to ogrom pracy. Dopiero dzień później, jak siedzieliśmy na pomoście, na którym składaliśmy przysięgę, stwierdziliśmy, że wszystko co się miało zdarzyć to się zdarzyło. Dominika z pomocą koleżanki wszystko zorganizowała. Zaoszczędziła przy tym kupę pieniędzy. Dziś wiem, że zaprosiliśmy samych przyjaciół. To byli ludzie, którzy się na naszej drodze pojawili.

SE: Powiedziałeś w jednym z wywiadów, że wiele osób udzieliło ci wsparcia. Potrzebujesz takiej adoracji?

MW: - Generalnie każdy artysta tego potrzebuje. Każdy, który przeszedł swoją główną artystyczną drogę albo zaczyna się dołować albo zaczyna wszystko od początku. Miałem przez moment syndrom wypalenia zawodowego spowodowany tym, że wydawało mi się, że ja już o wszystkim napisałem, że już wszystko przekazałem, że mogłem jeszcze opisać jakiś nieudany okres na smutno, na źle. Natomiast nie chciałem wyżalac się światu, w związku z czym stwierdziłem, że kolejną płytę napisze dla mnie ktos, ludzie mi zaufali powierzyli mi swoje teksty i tak powstał Tryptyk Sweterkowy. To nie jest komercyjny projekt, ale dla mnie najlepsza płyta jaką udało mi się zrobić. W dalszym ciągu się realizuję. Mam za sobą swoje pięć minut, ale mogę mieć kolejne przed sobą. Moją kolejną pasją są rajdy. W takich okolicznościach poznałem Dominikę. Myślę, że w trudnych momentach szukam sobie nowych wyzwań.

SE: Złośliwi mogą zapytać kiedy zamienisz czwartą żonę na piątą?

MW: Wydaje mi się, że ci którzy mają dwie szare komórki, popatrzą na te wszystkie historie i dowiedzą się, że Michał żadnej żony nigdy nie zmienił. To pytanie do Dominiki, czy ona zmieni mnie. Ja żadnej żony nie zostawiłem. Nie twierdzę, że nie miałem swojego udziału w tych zmianach, nie zrzucam winy na kogoś, bo wina jest zawsze po środku. Wychodzę z żałożenia, że się walczy do samego końca, tak robiłem i nie mam sobie nic do zarzucenia.

SE: Miałeś kontakt z Magda Femme po tym gdy powiedziała, że nie jesteś chory?

MW: - Nie. Ja z Magdą nie utrzymuję kontaktów.

SE: Ksiądz Arkadiusz Nowak, twój dobry znajomy modli się za Ciebie i mówi, że jesteś tak silny, że dasz sobie radę.

MW: - Tak, dzwonił do mnie. Umówimy się, ale on zawsze jest zaganiany i trudno mu "ukraść" wolny wieczór. To jest serdeczny człowiek, który w różnych chwilach ze mną był. Większość chorób odbywa się w głowie, ja mam dla kogo żyć, nawet gdyby był jakiś przerzut. Pożegnałem się z doktorem Radziszewskim takimi słowami "Obyśmy się więcej nie zobaczyli". I mam nadzieję, że tak będzie.

SE: Czego Ci życzyć? Zdrowia?

MW: - Zdrowia też, ale przede wszystkim tego żebym przejechał Dakar.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają