Pochodzę z tzw. dobrego, inteligenckiego domu, w którym byli kochający się rodzice - mama Barbara i tata Bogumił, 13-tomowa encyklopedia na półce i seria Nike. Wspominam tę serię, bo kiedy przebrnąłem już przez takie lektury, jak "Pan Kleks" czy książki Niziurskiego, to książki z tej serii były moimi pierwszymi poważnymi lekturami.
Słabo pamiętam pierwsze mieszkanie na warszawskim Służewiu. To był pokój z kuchnią, w którym za kotarką miałem swój rozkładany kącik do spania. Potem przeprowadziliśmy się na Woronicza. Tam miałem już swój własny pokój, ale nie z widokiem na siedzibę telewizji, tylko na zajezdnię tramwajową.
Chodziłem do szkoły nr 70 przy ulicy Bruna, chociaż wszyscy z mojego osiedla poszli do "205". A to dlatego, że mój dziadek Stefan, który był przed wojną dyrektorem w szkole w Tuszynie, nie miał dobrego zdania o dyrektorze tejże szkoły. Na Bruna zresztą mieszkali moi dziadkowe, a po śmierci dziadka tam też się przeprowadziliśmy. To osiedle i dom dziadków był moim matecznikiem, wyjątkowym miejscem, w którym mieszkali fantastyczni ludzie. W klasie siedziałem w ławce z Krzyśkiem Ziemcem (44 l.). Ta nasza przyjaźń przetrwała do dziś.
Jako dziecko pytany podczas rodzinnych obiadów, kim chcę zostać, odpowiadałem, że śmieciarzem. Bardzo imponowały mi te ogromne samochody zwane śmieciarkami.
Dużo czytałem, obżerając się przy tym różnymi smakołykami. Wskutek tego byłem przez kilka lat dzieckiem z dosyć poważną nadwagą, potem schudłem.
Generalnie byłem dobrym uczniem. Przez siedem lat podstawówki miałem świadectwo z czerwonym paskiem. W 8 klasie nastąpił jakiś kryzys, który moich rodziców wprowadził w stan lekkiej histerii. Na pierwszy semestr byłem zagrożony z fizyki, a w okolicach Dnia Dziecka razem z Krzyśkiem Ziemcem urwaliśmy się ze szkoły, by na Polu Mokotowskim w słynnym barze Spartakus wypić piwo karmelkowe. To piwo miało może 1,5 proc. alkoholu i niezbyt można się nim było upić, ale gdy wróciliśmy do szkoły, usłyszeliśmy, że zioniemy alkoholem i obniżono nam oceny ze sprawowania. Z czerwonym paskiem trzeba było się niestety pożegnać. Na szczęście egzaminy do liceum poszły nam na tyle dobrze, że przyjęto nas do warszawskiego Rejtana.
Jeszcze w podstawówce należałem do harcerstwa. Byłem w drużynie im. Józefa Szczepańskiego, autora piosenki "Pałacyk Michla". Do drużyny harcerskiej należałem do końca 1 klasy liceum. Potem bawiły mnie już zupełnie inne rzeczy, takie jak Jarocin, zapuszczanie włosów, pierwsze papierosy i doświadczenia z owocowym winem.