Zbigniew Hołdys - żona dzieci. Były lider zespołu Perfect ma dwóch synów
Zbigniew Hołdys jest ojcem 35-letniego Tytusa, który podobnie jak tata jest związany z show-biznesem - wystąpił w serialu "Szatan z siódmej klasy" czy w filmie "Kto nigdy nie żył...". Tytus Hołdys to także współzałożyciel grupy teatralnej "Niewinni Chłopcy". Były lider zespołu Perfect opowiedział w rozmowie z naTemat.pl, jak wyglądało jego życie w roli ojca. Okazało się, że Tytus nie jest jedynym dzieckiem Zbigniewa Hołdysa! Gdy muzyk związał się ze swoją żoną Bogumiłą, zwaną przez niego "Gusią", kobieta miała już dziecko z pierwszego małżeństwa. Dawida były lider Perfectu także nazywa synem. Szybko złapał z nim świetny kontakt. - Tak, bardzo chciałem, żeby Dawid dobrze się czuł. Kiedy poznałem Gusię, to Dawid był ośmioletnim chłopcem, emocjonalnie ukształtowanym, bardzo kochającym swoją mamę. Przez pierwsze dni obserwował mnie uważnie, uważał mnie za intruza. A ja nie miałem zaliczonego tego okresu zajmowania się małym dzieckiem. Od razu poznałem fajnego chłopca. Robiłem wszystko po omacku. W którymś momencie złapaliśmy fazę, że mogłem z nim rozmawiać o sporcie, piłce, udzielać mu pomocy w nauce czy rozmawiać o życiu - wspomniał Zbigniew Hołdys.
Dalsza część tekstu pod galerią "Tak się zmieniał Zbigniew Hołdys"
Zbigniew Hołdys wzruszająco o relacjach z synem
W 1987 roku na świat przyszedł Tytus i muzyk miał pod opieką już dwóch synów. Zbigniew Hołdys uważa, że "rola ojczyma jest o wiele bardziej skomplikowana" - Ojczym to jest generalnie słabe słowo. Nie mogę powiedzieć, co Dawid, czyli starszy syn, czuł i czuje, myśląc o całej tej sytuacji. Ale myślę, że nawet w drobnych sprawach, typu Tytus dostał większą zabawkę, coś tam potrafiło dźgnąć. Że coś jest nierównomierne, że ja tego swojego biologicznego syna traktuję lepiej. Robiłem wszystko, żeby tak nie było - podkreślił były lider zespołu Perfect. Zbigniew Hołdys doskonale pamięta pewien niezwykle istotny moment dotyczący relacji z Dawidem. To bardzo wzruszająca historia.
Nie przegap: Osłupieliśmy, gdy córka pokazała zdjęcie Grzegorza Markowskiego! Płaczemy, czytając te słowa
Praktykuję i praktykowałem metodę znaną mi z innych domów. Synowie byli ze mną po imieniu i nie miałem nic przeciwko temu, żeby Tytus i Dawid mówili do mnie Zbyszek. I przez pierwsze kilka lat Dawid mówił do mnie po imieniu. Pewnego dnia szliśmy na stadion Skry na zawody lekkoatletyczne i on mnie zapytał, czy może mówić do mnie tato. To było ogromne wyróżnienie. I wielka odpowiedzialność. Słowo "ojczym", które jest w jakimś sensie trefne, pojawiało się, kiedy były jakieś sprawy formalne, np. na wywiadówkach. To pytanie było dla mnie wielkim zaszczytem - zaznaczył legendarny kompozytor i wokalista.